-
Gra to jego trzeci pełny metraż, który swoją premierę datuje na rok 2011, tym samym bezpośrednio poprzedzając wymienione wcześniej, uznane filmy. I to właśnie w Grze, mam wrażenie, kryje się clue tego, co chce przekazać nam Östlund.
-
To coś na kształt mozaiki idei próbującej za wszelką cenę chwycić strumień świadomości pędzącego miasta. I choć czasami chwyta za mocno i nieudolnie, to przynajmniej na chwilę pozwala dotknąć ulotnej wizji magicznego miasta, w którym żadne granice nie istnieją.
-
Czuję, że właśnie takiego kina, spójnego w swoim chaosie, czułego wobec pozornego okrucieństwa i, co najważniejsze, opowiadającego prawdziwe kobiece historie, potrzebujemy współcześnie na wielkich ekranach.
-
Jeśli więc najnowszy film Jessiki Hausner ma nas czegoś nauczyć, to nie zdrowych żywieniowych nawyków, a raczej tego, że tematyczny szok nie wystarczy, by wprawić odbiorcę w zadumę. Filmowi Club Zero sporo do tego brakuje.
-
To jeden z tych filmów, na który z pewnością warto zabrać dodatkową paczkę chusteczek, jednak trzeba sobie powiedzieć wprost, że nie ma w nim miejsca na zbytnie subtelności. Po dwóch seansach najnowszego utworu Aronofsky'ego mogę śmiało stwierdzić, że choć nie różni się on przesadnie od poprzednich dzieł tego autora, to finalnie reżyserowi udaje się trafić w jakiś czuły punkt człowieczeństwa.
-
Miłośnicy odkrywczych, angażujących, rozkręcających się w żywym tempie opowieści biograficznych z dwiema liniami fabularnymi będą i tak ukontentowani. Spędzą 2,5 godziny, najlepiej przed dużym lub w niedalekiej przyszłości mniejszym ekranem, aby poobcować z energicznymi piosenkami, w takt których noga sama tupie. Muszą jednak mieć na uwadze, że to nie jest musicalowy film sensu stricto.
-
Można "Wiedźminowi" wytykać niezgodność z prozą Sapkowkiego, modyfikowanie fabuły, dodawanie różnych wątków. Można, ale po co? Nikt nigdy nie mówił, że Lauren Schmidt zrobi ekranizację "Wiedźmina". Od samego początku było wiadomo, że będzie to adaptacja, czyli dość luźne nawiązanie do prozy celem stworzenia własnego obrazu. Dlatego ja staram się traktować ten serial jako serial rozrywkowy. Tylko i wyłącznie w ten sposób.
-
W ogólnym rozrachunku, pomimo naprawdę słabiutkiego i lekko psującego klimat ostatniego odcinka, produkcję BBC i Netflixa uważam za bardzo udaną i naprawdę ją gorąco polecam. Warto spędzić te cztery i pół godziny pod kocem obserwując niby znaną opowieść, ale w trochę innym wydaniu. A jeśli nie chcecie tego zrobić dla Draculi, to zróbcie to dla Agaty Van Helsing. Warto. Oj warto... Naprawdę warto!
-
Idąc na kino autorstwa Patryka Vegi, powinniśmy wiedzieć, czego się można spodziewać. Że nie do końca należy brać wszystko co pokaże na serio. Wielu z nas niestety tego dystansu brakuje i nie potrafimy w ogólnym rozrachunku stanąć gdzieś po środku.