-
Doskonała adaptacja niesamowitej mangi, a zarazem produkcja, która może posłużyć jako uniwersalny tytuł do proponowania sceptycznie nastawionym wobec anime znajomym. I jeśli ani Pluto ani Monster Urasawy ich do tego gatunku nie przekonają, to chyba nic już nie będzie w stanie.
-
Rozumiem więc rozczarowanie niektórych widzów, którzy po czwartej odsłonie filmowej oczekiwali powtórki z rozrywki. Wciąż jest to jednak serial, który idealnie może posłużyć za rozrywkę w nieco chłodniejszy weekend. Nawet, jeśli w hotelu tym nie przebywa akurat John Wick.
-
Nie należy do seriali dobrych. Nie należy też do seriali słabych. Jest produkcją przeciętną, pełną potencjału, której z pewnością pomógłby lepszy scenarzysta.
-
Życie nie jest oczywiste, tylko dziwne, pełne niespodzianek, zbiegów okoliczności, radosnych i tragicznych historii. Nie sądzę, by ktokolwiek w ostatnich latach pokazał to lepiej niż John Wilson i jego dobre rady.
-
Kolejna już przeciętna, o ile nie mierna produkcja Marvela w ostatnich latach, jednak nic nie podsumuje jej tak dobitnie, jak pewne zestawienie.
-
Decyzja o zamówieniu drugiego sezonu serialu była dla mnie pewnym szokiem - w końcu nowa odsłona Różowych Lat nie przekona raczej do siebie osób niezapoznanych z oryginałem, a ci wodzeni nostalgią będą je oglądać tylko dla epizodycznych występów postaci z przeszłości. Najlepiej podsumowuje to fakt, że aby opisać Różowe Lata 90. jednym wyrazem, wystarczy sięgnąć po znane wszystkim fanom oryginału powiedzenie Kelso - Skwara!
-
Netfliksowe przygody Kajka i Kokosza zrażą do siebie część fanów starej daty, choć reszta z nich doceni kreskę i próbę przeniesienia oryginalnych historii na ekran. Nowi widzowie natomiast, nieświadomi tego, jak wiele treści zostało w serialu wyciętych względem oryginału, raczej nie sięgną po komiksy. A szkoda, gdyż te mają znacznie więcej do zaoferowania niż produkcja Netfliksa.
-
Niestety nie jest produkcją dla każdego. Osoby niezainteresowane tematyką poczują się zagubione wybiórczością i lekkim chaosem w przedstawieniu historii, natomiast ludzie siedzący w tym od dawna, skupią się na odbiorze ciekawostek, przechodząc obojętnie obok reszty.
-
Jeśli ktokolwiek z Was zastanawia się, czy po klęsce Geralta i Jaskiera Przeklęta odbuduje Wasze zaufanie do Netflixa odpowiadam - trudno powiedzieć.
-
Finalnie drugi sezon After life to spore rozczarowanie, nie tyle poziomem, co okropną wtórnością. Odczucia związane z i tak wydłużającym się seansem mogę przyrównać do tegorocznego prowadzenia Złotych Globów przez wielbionego w tej roli komika - niby wszystko jest na miejscu, podane w sposób dobrze nam znany, ale mamy poczucie, że coś się już zmieniło i nie potrafimy chłonąć tego w ten sam sposób.
-
Realistyczny, chłodny i zdecydowanie bliższy europejskiemu kinu festiwalowemu, niż amerykańskim musicalom, dramat. Wymagający cierpliwości, sporej empatii, zrozumienia oraz miłości do muzyki.
-
Z tego też względu do serialu Netflixa należy podchodzić z przymrużeniem oka. To propozycja dla ludzi chcących oderwać się od trudnej rzeczywistości, którzy mogą na jawie śnić sen o wykiwaniu państwa i zwycięstwie szalonych jednostek nad biurokratyczną maszyną. To wreszcie historia o emancypacji biedniejszych i wykluczonych, ale bez socjologicznego zacięcia, tylko z popkulturowym rozmachem. Przedefiniowanie oczekiwań wobec
-
Choć zdecydowanie zbyt krótki, daje nam wiele ciepła i pozytywnych bodźców tak bardzo nam teraz potrzebnych.
-
Być może, gdyby wcześniej nie powstał Detektyw, wtedy łatwiej byłoby docenić nowy kryminał HBO. Outsider jednak zbyt często zbliża się do rejonów wyeksploatowanych przez Nica Pizzolatto, wskutek czego przypomina gorzej zrealizowane epigońskie dzieło.
-
Jedno jest pewne - serialu Fleabag nie da się określić jednym słowem, pojedynczym zdaniem, chcąc w skrócie powiedzieć, o czym on tak naprawdę opowiada. Można nadać mu miano nagiej i bezpośredniej prawdy o wewnętrznie sprzecznej ludzkiej naturze.
-
O ile Trocki nie rozwiąże stuletniego konfliktu, stanowi dobry punkt wyjścia do historycznej podróży po Europie sprzed wielkich wojen.
-
Może i Netflix jest machiną masowo wypuszczającą kontent, żeby ludzie mieli, co oglądać, gdy nie chce im się robić niczego innego. Jednak raz na jakiś czas w tej masie mierności trafi się perełka, i To nie jest OK jest jedną z takich perełek, które naprawdę wybijają się wśród innych produkcji.
-
Stara się w pseudo głęboki sposób nawiązywać do przemyśleń i postulatów Freuda, co nie raz wychodzi mu komicznie i nieco przesadnie. Moim zdaniem twórcy powinni byli obrać jedną z dwóch ścieżek. W pierwszej wersji mogli postawić na kompleksowe wprowadzenie postaci psychoanalityka w fabułę i skupienie się przede wszystkim na nim.
-
To kolejny przykład, że życie pisze najlepsze scenariusze. W tym przypadku napisało scenariusz, który nie mógł do mnie dotrzeć w pierwszej dobie po seansie. Cały życiorys Joe Exotica oraz osób, które spotkał na swojej drodze, wydają się być niedorzecznymi historiami spod pióra grupy Monty Pythona.
-
Haas od samego początku intryguje widza swoim ogromnym repertuarem aktorskim. Serial daje jej wykazać się w dwóch rolach - więźnia i wyzwoleńca. W pierwszym, nowojorskim przypadku, odtwórczyni Esty tworzy obraz pokornej i spójnej kobiety, która postępuje tak, jak życzy sobie tego społeczeństwo. W drugim przypadku Haas nadaje bohaterce więcej wyrazu i luzu, pokazuje jej nieustępliwość, determinację i otwartość.
-
Foodie Love jest ciekawą propozycją dla osób, dla których w filmie liczą się przede wszystkim dialogi. To one bowiem, wraz ze świetnymi ujęciami kolejnych serwowanych nam potraw, stanowią esencję tej interesującej historii.
-
To zdecydowanie najlepsza forma kryminału. Bądźmy szczerzy, mało już kogo interesują zagadki kryminalne dla samych zagadek. Mocno wyeksploatowany gatunek nie może opierać się na prostych rebusach i wodzeniu widzów za nos. Jak się okazuje, najlepsze kryminały i rządzące nimi prawidła - kreowanie zniszczonych życiem bohaterów, poszukiwanie sprawcy przestępstwa jako motor napędowy fabuły - to zaledwie pretekst do bardziej zamaszystego przedstawienia tła społecznego.
-
Interpretacja "Hunters" sprawia wiele kłopotów. Trudno jednoznacznie stwierdzić, na ile jest to serialowa zabawa w "policjantów i złodziei", a na ile poważniejsze rozliczenie z dziedzictwem III Rzeszy.
-
Altered Carbon to kolejny dowód na starą prawdę o tym, że ryzyko związane z nadpisywaniem literackiej klasyki jest ryzykiem, które nie zawsze się opłaca.
-
Murphy jak zwykle praktykuje widmontologię stosowaną, wyciągając na światło dzienne i wprowadzając do mainstreamu głosy niesłyszanych i marginalizowanych. Upodmiotawia ich i buduje przestrzeń do prezentacji samych siebie, a jednocześnie nie zapomina o niezbędnych walorach rozrywkowych serialu.
-
Wstrząsające świadectwo, jakim jest "The Act", to najlepszy dowód potwierdzający, że nie setki milionów dolarów pomagają w stworzeniu arcydzieła, lecz przemyślany pomysł na scenariusz, wyśmienici wykonawcy, a przede wszystkim odwaga, by nie uciekać przed trudnymi tematami.
-
Zasiadałem do seansu bez wielkich oczekiwań, z umiarkowaną ciekawością. Dostałem natomiast opowieść, w którą wsiąknąłem na osiem godzin. Opowieść, którą chciałem dostać od wielu lat i dopiero po seansie zdałem sobie sprawę, jak bardzo jej potrzebowałem.
-
Jak wspomniałem już na początku - moim największym problemem związanym z trzecim sezonem Domu z Papieru jest to, że w ogóle powstał. Okoliczności, które po raz kolejny połączyły znanych nam już bohaterów, są absurdalne i nie pasują do tych postaci, tak skrupulatnie kreowanych w poprzednich odcinkach.
-
Ostatnie dwa odcinki Ruchomych Piasków tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że cała historia miała naprawdę duży potencjał, który niestety został w widowiskowy sposób zmarnowany.
-
Cobra Kai to serial, który mogę z czystym sumieniem polecić niemalże każdemu. Tak, jak Karate Kid zawsze uważałem za przeznaczony dla najmłodszych film w stylu Rocky'ego, tak Cobra Kai ma zdecydowanie poważniejszy wydźwięk.
-
Ta mroczna, epicka produkcja zdecydowanie trafiła w moje gusta. Przed seansem byłem pełen oczekiwań, które zostały w zupełności spełnione.
-
Sezon na wskrzeszanie seriali trwa w najlepsze, ale kto by się spodziewał, że streamingowy gigant sięgnie po tytuł znany głównie widowni amerykańskiej, a poza granicami Stanów Zjednoczonych ledwie rozpoznawalny. W tym szaleństwie tkwi jednak metoda.
-
Nie jestem w stanie tego polecić nikomu, kto szanuje swój czas. Można go przecież przeznaczyć, aby obejrzeć wymienione przeze mnie w recenzji produkcje, z których Daybreak czerpie, nie tracąc nerwów na sam serial.
-
Trzeci sezon The Crown to kawał naprawdę świetnie wykonanej roboty. Zachwycający tym, czym zachwycały poprzednie sezony przy jednoczesnym poprawieniu ich bolączek i mankamentów.
-
Serial Amazonu miał być idealną okazją by odwrócić złą passę czołowego analityka CIA i trzeba szczerze przyznać - wychodzi z tego zadania obronną ręką.
-
Pierwsze pięć odcinków to sprint przez fabularną mieliznę. Drugi plan jest albo źle napisany, albo całkowicie niepotrzebny. Szarżująca Robin Wright często dostaje tylko i wyłącznie drętwe teksty, które nie silą się nawet na jakąkolwiek głębię. Nie ma tu żadnej rozmowy z widzem, mamy jedynie monologi traktujące o jej drodze na szczyt. Niestety jesteśmy także świadkami dalszego umniejszania postaci Franka. Czy ktoś uwierzy w to, że główne działo pierwszych pięciu sezonów to jedynie popychadło?
-
Ściąga na ziemię, okłada leżącego, a kiedy trzeba obśmiewa wszystkich wokół. Nie robi tego jednak bezmyślnie. Tak samo jak nie rozśmiesza bezmyślnie. Podnosi na duchu, przynosi ukojenie skołatanemu sercu oraz otula niczym przyjaciel.
-
Takie produkcje, jak "The Spy", określa się często mianem solidnej, rzemieślniczej roboty. Brakuje w serialu Netflixa fajerwerków, na przykład ciekawszych dialogów, ale i tak jest to sumiennie odrobiona praca domowa z fragmentu historii współczesnego wywiadu.
-
Scenarzyści "The I-Land" nie dali ani jednego powodu, by na ten tytuł spojrzeć odrobinę przychylniejszym okiem.
-
Nierówny, z mocnym początkiem i słabowitym zakończeniem. Trochę tu wywracania konwencji, zwłaszcza teen drama, na drugą stronę, trochę zabawy w nawiązywanie do współczesnych trendów, a trochę też pustej, mało angażującej rozrywki.