Box Office'owy Zawrót Głowy
Źródło-
-
Co szczególnie imponuje mi w Roter Himmel to lekkość, z jaką opowiedziana jest ta historia. Jakby od niechcenia, na pozór banalnie, ale gdy nadchodzi ostatnia scena - wiesz, że obejrzałeś wielkie dzieło filmowego do którego będziesz często wracał.
-
Celine Song stworzyła zatem dzieło przeszywające emocjonalnie, ale narracyjnie i aktorsko subtelne, podlegające interpretacji filozoficznej, ale działające również jako romantyczna historia o różnych ścieżkach, które oferuje życie, roli przypadku w łączeniu ludzi, w końcu: potrzebie pozostawienia przeszłości za sobą.
-
Choć jest dopiero drugim pełnometrażowym filmem Audrey Diwan, śmiało można nazwać dziełem dojrzałej już autorki, operującej znaczeniami mis-en-scene w sposób nad wyraz umiejętny i świadomy. Jest to też w pewnym sensie subtelny manifest przeciwko ograniczaniu wolności kobiet.
-
Kolejny sukces Pixara. Jest emocjonalnie, ale też zabawnie. Mądrze, ale nie moralizatorsko. A wszystko przekazane tak energicznie, że szczerze mówiąc, nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze bawiłem się w kinie na filmie animowanym.
-
Diuna przede wszystkim stara się nie być ‚za bardzo' - ma imponować, ale nie oszałamiać. Być przede wszystkim rozbudowanym preludium, monumentalnym drugim aktem ustawiającym figury na planszy przed prawdziwym daniem głównym.
-
Z pewnością ostatni Bond Daniela Craiga to nie film zachwycający, choć zaskakująco trzymający poziom i spójność, jeśli wziąć pod uwagę wiraże jakie musiała pokonać produkcja. Od bardzo długiego wprowadzenia i świetnie dopasowanej piosenki Billie Eilish na początek, po dobre wykorzystanie znanych postaci i boleśnie nachalne wprowadzenie nowych - Nie czas umierać pędzi do przodu, wyciskając ile się da z historii, która nieuchronnie zmierza do zapowiadanego końca.
-
Choć "Jeden gniewny człowiek" nie jest komedią gangsterską, a lekko psychologizującym sensacyjniakiem, daje nam właśnie to, po co wielu z nas lubi zasiadać przed srebrnym ekranem - emocje, dobrze sklejoną fabułę, nienadmiernie skomplikowaną intrygę i miło spędzone dwie godziny.
-
Zadaje gdzieś z boku pytania o sens życia i w nienachalny sposób zachęca do zastanowienia się nad bezrefleksyjnie przeżywanymi dniami. Brzmi zbyt poważnie? Spokojnie, ta alegoryczna warstwa ani trochę nie przysłania luźnej komedii, pozwalającej wprowadzić się w nieco bardziej wiosenny nastrój. Jakby profesor filozofii przyszedł na wykład w hawajskiej koszuli, a pogadankę o egzystencjalizmie ilustrował memami, popijając piwo z puszki.
-
Rok 2020 najtrudniejszy będzie jednak zapewne dla takiego kina jak Ema - produkcji poszukujących, artystycznych i głęboko osadzonych kulturowo. I nawet jeśli wbrew arystotelejskiej zasadzie, całość przedstawia nieco mniejszą wartość, niż suma części, wspaniałe zdjęcia Sergio Fernandeza i bardzo dobre role na pierwszym planie gwarantują zadowalający seans.
-
Ciekawe będzie obserwowanie recepcji najnowszego dzieła brytyjskiego filmowca przez mainstreamową widownię - tę widownię, którą sam twórca słowami jednej z bohaterek swojego filmu jakoby prosi, żeby nie próbowała zrozumieć tego, czym jest Tenet, ale żeby to poczuła. Szkoda jednak, że Nolan nie zostawił w nim wiele tego, co naprawdę można byłoby poczuć.
-
Kino intrygujące i przykuwające wzrok, z ciekawymi wariantami interpretacyjnymi, ale i pozostawiające wiele niedosytu.
-
Z pewnością ciekawy i potrzebny, a aktualność tematu działa tylko na jego korzyść, wzmacniając siłę oddziaływania. Z drugiej strony daje się wyczuć wysoki poziom ogólności i pewna toporność, powodowana przez ciągłość sportretowanych procesów, trwających przecież do teraz.
-
Epizod dziewiąty ani nie stał się odrodzeniem całej serii, ani nie przywrócił mi wiary w to, że nowym miotłom w LucasFilm chodzi o cokolwiek więcej, niż o kolejne opłaty licencyjne od producentów koszulek, kubków i płatków śniadaniowych.
-
Precyzyjna i przemyślana historia z fenomenalnie dobranym odtwórcą głównej roli, dostarczająca wrażeń intelektualnych, artystycznych i czysto rozrywkowych.
-
Czy klimat, niezła historia i bardzo wartościowa rola Nortona są warte tej podróży? Cóż, tylko jeśli nie przeszkadzają wam trzaski nieco wysłużonej płyty nagranej na nowo z delikatnie współczesnym sznytem.
-
Ucztą dla oka, ucha, serca i duszy kinomanów 77-letni już reżyser gwarantuje sobie, że zapomniany nie zostanie nigdy.
-
Efekt to wspaniała uczta złożona z solidnej fabuły, smacznego humoru i małych mrugnięć okiem puszczanych w stronę uważnego widza. Tego z pachnących popcornem ogromnych multipleksowych sal i oddanego kinom studyjnym.
-
Dwie i pół godziny sprawnie zainscenizowanej akcji.
-
Zaskakująco udana kontynuacja, która wchodzi w dialog z "Lśnieniem" Kubricka i zarazem rozwija nową opowieść w nieco innym stylu.
-
Mierzy siły na zamiary i wychodzi z powierzonego zadania obronną ręką. To ciekawy thriller z zarysowanym wątkiem politycznym, nakręcony nieco w amerykańskim stylu.
-
Dołącza do pokaźnej grupy niepotrzebnych i niezbyt udanych sequeli, które z czasem nie tylko zacierają się w pamięci, ale i delikatnie psują pozytywne wrażenie po poprzedniku. Jeśli nie chcecie sobie go zepsuć, ale koniecznie musicie obejrzeć kontynuację - warto odpuścić sobie ostatnie 10-15 minut.
-
Nie jest to film, na który czekaliśmy ponad dekadę. Jeśli jednak straciliśmy już nadzieję, "Kulki w łeb" to przejemne zadośćuczynienie. Z wielu pomysłów ulepiono filmowego potwora Frankensteina, który może i ledwo trzyma się w całości, ale prze naprzód na tyle szybko, że często nie jesteśmy w stanie tego zauważyć.
-
Finezja z jaką porusza się reżyser jest tak naturalna, że łatwo nie zauważyć dopracowania całego konceptu.
-
W dużej mierze sprostał rozbudzonym oczekiwaniom, co przy wcześniejszych doświadczeniach z DCEU jest dla mnie sporą niespodzianką. Warto jednak zauważyć, jak wiele do "Jokera" wnosi Joaquin Phoenix i jak wiele jakości ubyłoby, gdyby w tej roli obsadzono kogoś o mniejszym arsenale umiejętności aktorskich.
-
Są bardzo dobrze nakręconym i zagranym filmem, który z sukcesem łączy w sobie humor i powagę. Daje on także do myślenia i jest jedną z tych produkcji, do których często będzie się wracać.
-
Mam nieodparte wrażenie, że podobnie jak "To" przewyższyło oczekiwania, tak po "To: Rozdział 2" spodziewano się braku świeżości i zawiedzionych oczekiwań, co na szczęście nie nastąpiło. Wartka, świetnie nakręcona akcja i ciekawie napisane postaci gwarantują bardzo ciekawy seans.
-
Choć to historia dramatyczna, ani przez chwilę nie wpada w cmentarne tony. Spowiedź hiszpańskiego mistrza dołącza do pierwszego rzędu jego najciekawszych dzieł i każe sobie życzyć, byśmy zdanie "film Pablo Almodovara" jeszcze wiele lat mogli oglądać na premierowych seansach.
-
Są wspaniałe sceny, wspaniałe kreacje i wspaniałe zdjęcia zmontowane w... no właśnie. Tarantino zaczyna grać nie tylko z całą popkulturą, ale i z samym sobą - własnym wkładem do światowego kina, autorskimi podpisami i oczekiwaniem krwawej łaźni, jaką zwykł dostarczać.
-
Ne jest filmem imponującym i raczej nie wyląduje w czołówkach rankingów twórczości jednego z najpłodniejszych twórców. Z drugiej strony widać, że pogłoski o wypaleniu się Allena są przedwczesne - nawet jeśli nie ma już pomysłów i sił na eksperymenty, wciąż potrafi dostarczać charakterystyczne kino - dość minimalistyczne w formie, silnie oparte na dialogach i efektywnie wykorzystujące umiejętności utalentowanych aktorów.
-
Po troszę grubo ciosana satyra na przemysł rozrywkowy, a z drugiej strony niezbyt przekonująca historia narodzin gwiazdy, wzbogacona o piosenki The Beatles.
-
Podejmuje grę z własnym gatunkiem, wykorzystując klisze klasycznych horrorów i wyciągając z nich całkowicie nowe funkcje fabularne. Przy całej feerii barw, dźwięków i zdarzeń, to jednak wciąż dość skromny film, wykorzystujący do maksimum ograniczone plenery i misternie zainscenizowane wnętrza.
-
Dowód na to, że ludzie z Marvela nie tylko mają pomysł na swoich bohaterów, ale po przeszło dwudziestce filmów potrafią wykorzystywać do maksimum ich potencjał oraz status fabularny przeogromnego uniwersum.
-
Kompilacja tego, co Bessonowi przychodzi najłatwiej - film akcji z kobietą w roli głównej, z niezłym punktem wyjścia, lekceważącą widza fabułą i powodującym lekki zawód zakończeniem.
-
Z bardzo intrygującej historii, "Tajemnice Joan" wyciągają film przyjazny w odbiorze, choć właściwie całkowicie niezapadający w pamięć.
-
Właśnie tym ostatecznie jest "Rocketman" - na tyle dobrą produkcją, na ile życzyliby sobie tego jego twórcy. Zestawem świetnych piosenek, wspaniałym Taronem Egertonem i wizerunkiem Eltona Johna, który on sam chciałby po sobie pozostawić w naszej zbiorowej pamięci.
-
Pierwsze fabularne wcielenie Pokemonów to produkcja daleka od ideału. Zarazem jednak to ten typ filmu, który przy wyjściu z sali kinowej nie generuje poczucia zawodu.
-
Film bez duszy, poprawny w każdym calu, pozbawiony choćby grama szaleństwa, większego skupienia na detalu, wybijającej się kreacji drugoplanowej. Ot, pisarz żył, dorastał i tworzył.
-
To jeden z tych filmów, gdzie prawdziwi bohaterowie kryją się na dalszych pozycjach listy płac - wszyscy technicy, trenerzy, oświetleniowcy, scenografowie, zdjęciowcy i gromada przedstawicieli innych specjalności filmowych pracuje na to, by widz nie miał okazji choć na trzy minuty opuścić sali, by pobiec do toalety.
-
Przyjemna produkcja do obejrzenia nie tylko we dwoje, dostarczająca zarazem prostej rom-comowej rozrywki, jak i podejmująca gdzieś w tle pytania o rolę mediów we współczesnym świecie.
-
Dobrze napisani bohaterowie ustępują tu miejsca paskudnym kliszom, z których z resztą poprzednik sam się naigrywał. Całość wypada bardzo topornie, a przede wszystkim pozbawiona jest właściwego dystansu i poczucia, że to wszystko tylko zabawa.