Po śmierci króla T'Challi królowa Ramonda, Shuri, M'Baku, Okoye i Dora Milaje stają w obronie swojego ludu przed interwencją światowych mocarstw. Otwierając nowy rozdział swojej historii, mieszkańcy Wakandy łączą siły z War Dog Nakią i Everettem Rossem, by wytyczyć nowy kierunek dla swojego królestwa.
- Aktorzy: Angela Bassett, Martin Freeman, Lupita Nyong'o, Winston Duke, Letitia Wright i 15 więcej
- Reżyser: Ryan Coogler
- Scenarzyści: Ryan Coogler, Joe Robert Cole
- Premiera kinowa: 11 listopada 2022
- Premiera DVD: 9 lutego 2023
- Premiera światowa: 9 listopada 2022
- Ostatnia aktywność: 30 kwietnia
- Dodany: 10 lutego 2020
-
To dzieło dojrzalsze w wymiarze emotywnym od poprzedniej odsłony, skupiające się na blaskach i cieniach heroizmu. Pokazujące, jak bogate uniwersum w sprawnych rękach twórców z pasją może proste i niezobowiązujące opowieści przekuć w widowiska, które wzruszają, trzymają w napięciu, zachęcają do sięgnięcia głębiej zarówno do kolejnych filmów, jak i komiksów.
-
7.510 listopada 2022
- 23
- #42
- Skomentuj
-
-
Należy postrzegać ten film jako swego rodzaju eksperyment, który pokazał, że bogactwo tego świata jest tak wielkie, że nawet w obliczu dojmującej tragedii można pokusić się o historię, która będzie zajmująca, a jednocześnie złoży hołd gwieździe kina.
-
Na pewno jest to jeden z bardziej nieoczywistych filmów superbohaterskich, które należy przyjąć świeżym okiem bez wstępnych roszczeń. Wtedy wybrzmią mocniej dylematy i rozterki plemion Wakandy i jej opiekunów. Kino pełne paradoksów, które warto obejrzeć.
-
Ciężko jest tutaj się do czego przyczepić. Trzon fabuły jest ciekawy, oryginalny - jak na MCU - i wciągający. Wprawdzie wszystko tutaj jest uproszczone, bo to przecież nie political fiction, ale jest dobrze.
-
Zbyt wielkie ambicje, zbyt płytkiego sortu filmowego. A właściwie, to robienie pozorów swojej wielkości i wykorzystywanie kurtuazji widzów, krytyków i Akademii Filmowej do robienia sobie dobrego pijaru. Cóż, Disney miał powody, żeby zrobić ten film, zrobił, zgarnął nominacje, zgarnął box office i laury. I co im teraz zrobisz, że to wszystko jest na wyrost?
-
Ma strasznie zaburzone tempo, wlecze się nieco w środku, po czym przyspiesza w dość niechlujnym i mało satysfakcjonującym finale. To niepokojące, że w produkcji trwającej ponad dwie i pół godziny tak wspaniałe aktorki jak Lupita Nyong'o, czy Danai Gurira nie mają co grać, bo ich wątki potraktowano po łebkach. Ogólnie film nie jest zły, jednak znowu bardziej porwał mnie pięknie wykreowany świat, niż wydarzenia tam przedstawione.
-
Druga "Czarna Pantera" jawi się przede wszystkim jako film boleśnie nierówny.
-
Zwyczajnie wiem przed jak trudnym zadaniem stanął Ryan Coogler. Pomimo jego pewnych decyzji artystycznych, które bym kwestionował, umiem dostrzec, że spróbował zrobić co tylko było możliwe, żeby w tych warunkach dostarczyć dobry film. Dla mnie jest on bardzo mieszany. Choć lepiej by było jakbym nazwał go produkcją zmarnowanych szans.
-
Może nie był dla mnie rozczarowaniem, ale miejscami mnie nudził. Zabrało mu pewnej spójności i ciekawszego poprowadzenia postaci. Ostatni akt jest pełen niedomówień i niedokończonych wątków, które są najprawdopodobniej wprowadzeniem do innych projektów studia. Takie podejście zaczyna mnie już męczyć. Chciałbym, by nowe produkcje, które proponuje nam Kevin Feige, nie były trampolinami dla innych seriali D+ czy filmów.
-
Reżyser wyszedł jednak z tarczą, oferując historię z zachowaniem idealnego balansu. Już od pierwszych kadrów, jest tu oczywiście hołd dla Chadwicka Bosemana. Ważniejsze jest jednak wszystko, co dzieje się poza tym. Pożegnanie nie zasłania historii, która jest najbardziej spójną i najciekawszą w całej IV fazie.
-
W fabule nie uniknięto głupot i dziur fabularnych, a szukając bezapelacyjnych zalet wskazujemy na świetną muzykę oraz aktorstwo kilku drugoplanowych postaci. "Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu" to wyraźnie słabszy film niż poprzednie dzieło Cooglera dla studia Marvel.
-
Może stać się z jednym z najmocniejszych argumentów w debacie, czy kino superbohaterskie można uznawać za sztukę.
-
Jest specyficznym monumentem wzniesionym na cześć legendy kina.
-
Wraz z filmem Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu kończymy 4. Fazę Kinowego Uniwersum Marvela. Dotychczasowe filmy i seriale tej fazy wprowadziły masę nowych postaci, co nie ominęło również produkcji Ryana Cooglera. Mimo całej sympatii do Riri Williams nie da się uciec od wrażenia, że to postać dodana na siłę. Obecność bohaterki z zewnątrz zaburza fabułę, w której centrum powinien być konflikt Talokan z Wakandą.
-
Autentycznie wzrusza, gdy żegna się z Chadwickiem Bosemanem, zmarłym w 2020 roku gwiazdorem pierwszej Czarnej Pantery. Sequel nie jest jednak filmem wybitnym. Raczej kolejnym solidnym przeciętniakiem, jakich wiele w niezbyt udanej, czwartej fazie MCU.
-
Bardziej od tego, że film wyszedł tak przeciętnie i asekuracyjnie, żałuję, że tak bardzo skupiając się na odpowiednim pożegnaniu i hołdzie dla Chadwicka Bosemana - aktora, zapomiano jak ważną dla niego samego i miliona widzów była postać Czarnej Pantery - symbolu. Tak, to bardzo delikatna kwestia, ale osobiście myślę, że najpiękniejszym pożegnaniem i uczczeniem pamięci po aktorze byłoby właśnie kontynuowanie jego dziedzictwa. A tak? I w Wakandzie i sercach wielu fanów nadal panuje bezkrólewie.
-
Dostaliśmy kompletnie niespójny plot, absolutnie żałosnego protagonistę i tak oczywiste zakończenie, że równie dobrze można było zdrzemnąć się przez sporą część filmu i dalej za nim nadążać.
-
Ja jestem nim totalnie oczarowana. Ciekawe prowadzenie postaci, wprowadzenie nowych zagrożeń, rodzajów broni, mutantów - dają zapowiedź innym projektom studia Marvel. Pozwalając wychwycić spójność tych produkcji i odkryć zależności w nich występujące.
-
Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu jest bardzo nierówna w niemal każdym aspekcie. Gdy wydaje się, że w końcu otrzymamy pełne emocji widowisko, które pokaże inną stronę kina superbohaterskiego, nadchodzi druga połowa, która zaprzepaszcza wszystko, co do tego momentu pierwsza zdołała zbudować.
-
Piękna laurka dla Chadwicka Bosemana, audiowizualna i aktorska uczta oraz po prostu dobry film Marvela. Może finałowa bitwa była lekko rozczarowująca, ale nie odebrała mi ani trochę radości z seansu.
-
Oczekiwania wobec tej produkcji były ogromne i twórcy zagubili się w usilnej próbie ich spełnienia. Szkoda, bo mieli wszystkie karty, by osiągnąć sukces.
-
Szału nie ma, po prostu. W tej fazie Marvela jest więcej rozczarowań niż fajnych pozycji, do których nas przyzwyczaiły filmy.
-
Cóż więc z tego, że to rozrywka nie najgorsza, ładnie obchodząca się z tak poważnymi sprawami jak żałoba i na pozór trzymająca się w kupie, skoro bliższe poznanie pozwala wydać jedyny trafny wyrok: oto bajzel.