-
Być może nie do końca działa tak, jak tego chcielibyśmy, gdy rozważamy to jako historię o przeznaczeniu i miłości, ale jednocześnie jest w nim tyle uroku i pięknych emocji, zwłaszcza w drugiej połowie, że z przyjemnością wraca się do niego po jakimś czasie. Widziałem już dwukrotnie, najpierw na festiwalu, a później w kinowej dystrybucji, i nie mam wątpliwości, że jeszcze wrócę do niego w przyszłości.
-
Doskonały film, jeżeli lubicie kino stojące dialogiem, spoczywające wyłącznie na barkach aktorów, wręczające im wybitne narzędzia do pracy i następnie przyglądające się z namaszczeniem temu, jak cudownie nimi operują, no to trafiliście na żyłę złota.
-
Cała reszta natomiast ma szansę bawić się naprawdę dobrze, bo to piękna wizualnie, interesująca koncepcyjnie, zabawna, pomysłowa, wypełniona akcją, ale też niegłupią treścią, animacja, która pędzi do przodu na złamanie karku, tym bardziej jednak dzięki temu trafia w serce, gdy okazjonalnie przyhamowuje na chwilę żeby skupić się na czymś emocjonalnym.
-
Cholernie dobre, pomysłowe i satysfakcjonujące kino rozrywkowe, które pokazuje, że o superbohaterach wciąż można opowiadać bez sztampy i nadęcia.
-
Najpiękniejszy wizualny food porn dostępny na rynku w tym roku. Zarazem moja największa pozytywna niespodzianka tegorocznego konkursu głównego w Cannes.
-
Kino długie i powolne, ale jeżeli kogoś zmęczył "Irlandczyk" to niekoniecznie odbije się również od nowego filmu Martina, bo ta historia ma zdecydowanie lepsze tempo, choć dalej niespieszne, ciekawi, prowokuje do rozmyślań, a nierzadko też bawi, choć to humor czarny i niewygodny, bo oparty na paskudnych machlojach bandy chciwych ludzi, których nic nie jest w stanie zatrzymać w pogoni za bogactwem.
-
Zawsze postawię wyżej takie kino, odważne, autorskie, kontrowersyjne, pobudzające do dyskusji, zamiast kolejnej sztampowej oscarowej historii o znanej osobie. Dominik sięga po mit i burzy go, albo raczej zanurza w ścieku, żeby opowiedzieć o paskudnej stronie show-biznesu, ale też stworzyć fascynujący portret psychologiczny cierpiącej kobiety. Nie jest to wprawdzie wierny portret Normy Jeane, i jeżeli takiego szukacie to nie jest właściwy film.
-
Napisane jest to świetnie, błyskotliwie, szczerze, okazyjnie łamiąc czwartą ścianę albo serce. W głównej roli doskonały Ben Whishaw, bystry, zabawny, charyzmatyczny, ale też oślizgły, ospały, antypatyczny. Generalnie to nie wiem, co tu jeszcze robicie, idźcie lepiej obejrzeć "Będzie bolało", zamiast siedzieć w internecie, bo to jeden z najlepszych seriali w tym roku.
-
Czy jest to dość głupawe i niewyszukane anime? No jest. Czy przyjemnie było do tego wrócić po tylu latach i zobaczyć w skondensowanej formie? No tak.
-
Raczej nie należy do najbardziej popularnych tegorocznych seriali, ale z całą pewnością jest bardzo skuteczny w podbijaniu serc tych, którzy podarowali mu szansę.
-
Żenująca opowiastka, która nie trzyma się kupy.
-
Już teraz "Wiedźmina" ogląda się z przyjemnością i niewątpliwie ma potencjał na rozwinięcie się w coś naprawdę dobrego.
-
Uczestnictwo w tym doświadczeniu może przyprawić widza o ból głowy, ale będzie on ceną warta zapłacenia za wzięcie udziału w intensywnym, ponad dwugodzinnym, filmowym rajdzie, którego finał może zwalić z nóg.
-
Przepięknie to wszystko wygląda. Paweł Pogorzelski znowu pozamiatał i stanął na głowie żeby dostarczyć soczyste kadry. Chwilami dosłownie, bo kamera miejscami wyczynia tutaj niezłe fikołki. Dopełnia to klimatyczna muzyka Bobby'ego Krlica i żelazna dyscyplina z jaką reżyser opowiada, ale też klei, tę popieprzoną historię.
-
Genezą "Historii małżeńskiej" były więc gorzkie wspomnienia, ale zaowocowały one czymś pięknym, choć bardzo przykrym, bo szczerą historią o skomplikowanych ludzkich relacjach.
-
Kawał solidnego kina, które ogląda się z zaciekawieniem. Jeden z najlepszych filmów opartych na książkach Stephena Kinga.
-
Żałuję, że nie miałem wcześniej okazji zobaczenia "Blindspotting", bo zdecydowanie trafiłby na moją listę najlepszych zeszłorocznych premier kinowych. Debiutancki film Carlosa Lopeza Estrady to pełna energii, humoru i lekkości historia, która co jakiś skręca jednak w poważne rejony i przywala widzowi w głowę cięższym tematem, nie wybijając go jednak ze żwawego rytmu historii.
-
To zapis koncertu. Tylko tyle, aż tyle. Jest to więc możliwość bycia świadkiem narodzin jednego z najważniejszych albumów w swoim gatunku.
-
Nie spodziewajcie się po tym filmie zbyt wiele, ale jeżeli lubicie świat stworzony przez Camerona, nie przekreślajcie "Mrocznego przeznaczenia", bo może to być całkiem przyjemna wizyta w kinie.
-
Kino ambitne, cudne wizualnie, zabierające widza w nastrojową podróż, którą warto odbyć.
-
Od strony formalnej "Maiden" nie oferuje wprawdzie niczego nadzwyczajnego: standardowe żonglowanie wypowiedziami gadających głów z archiwalnymi ujęciami. Jest to jednak tak wciągające, angażujące emocjonalnie oraz interesujące, że w sumie do utrzymania uwagi odbiorcy nie potrzebuje niczego więcej jak tylko tej niesamowitej historii o kilkunastu kobietach skupionych na jednym celu.
-
Seans nowego "Króla Lwa" nie jest męczarnią, bo z zaciekawieniem się obserwuje jak w tym fotorealistycznym kluczu odtworzono ukochane sceny z naszego dzieciństwa, ale lepiej nie podchodzić do niego po niedawnej powtórce klasycznej animacji, bo niczego nowego nie znajdziemy w tej historii, a tylko ze smutkiem będziemy obserwować jak zarżnięto wszystko to, co dawniej poruszało emocje w odbiorcy.
-
Chciałbym móc napisać, że szkoda takiego marnego finału blisko dwudziestoletniej przygody z mutantami od Foxa, ale wcale tak nie uważam. Oni nigdy tak do końca nie wiedzieli jak wykorzystać tę markę, brak zdecydowania był szczególnie widoczny, gdy zrobili restart w "Pierwszej klasie", który jednak szybko okazał się nie być restartem i w efekcie narobiono tylko strasznego bałaganu w ciągłości oraz spójności fabularnej całej serii.
-
Nie dziwi więc, że canneńskie jury z całego projektu zdecydowało się wyróżnić właśnie aktora, bo Pedro Almodóvar zgrabnie wykorzystał wiedzę, umiejętności, sztuczki i obsesje zebrane przez całą kilkudziesięcioletnią karierę do stworzenia z nich tego niewątpliwie udanego filmu, ale Antonio Banderas błyskotliwie skorzystał z materiału podarowanego przez reżysera do stworzenia pełnokrwistej postaci o której będzie się pamiętać długo po seansie.
-
Eggers zrobił kino bezkompromisowe, jeszcze mniej łaszące się do odbiorcy od "Czarownicy...", oparte raczej na poetyce bergmanowskiej i filmach Tarkowskiego, jak na współczesnych post-horrorach, które przecież też zazwyczaj są odrzucane przez miłośników "normalnego" kina grozy. Jest to niewątpliwy dowód na to, że ten młody twórca posiada niebanalny styl i wrażliwość oraz talent i głowę wypełnioną nieoczywistymi pomysłami.
-
Bardzo pomysłowy, niewymuszenie zabawny, bezwstydnie rozrywkowy, gdy pozwala na to fabuła, ale też dający po głowie i do myślenia, gdy zabiera się za poruszanie poważniejszych treści. Krótko mówiąc: koreańska perełka.
-
Eggers zrobił kino bezkompromisowe, jeszcze mniej łaszące się do odbiorcy od "Czarownicy...", oparte raczej na poetyce bergmanowskiej i filmach Tarkowskiego, jak na współczesnych post-horrorach, które przecież też zazwyczaj są odrzucane przez miłośników "normalnego" kina grozy. Jest to niewątpliwy dowód na to, że ten młody twórca posiada niebanalny styl i wrażliwość oraz talent i głowę wypełnioną nieoczywistymi pomysłami.
-
Kechiche jest dobry w nasączaniu filmu erotyzmem i obsesyjnym podglądaniu piękna kobiecego ciała, ale w tym projekcie osiąga to tak patologiczne stany, że znudziłoby nawet największego onanistę.
-
Składa się to wszystko na film powolny, wręcz zbyt wolny, osobiście cieszyłem się każdą minutą seansu, ale jednocześnie dostrzegałem minusy takiego tempa i podejścia do prowadzenia historii. Mam wątpliwości, czy tak skonstruowany film ma potencjał do bycia dziełem wielokrotnego użytku i zapewne wielu widzów będzie narzekać na ślamazarność filmu oraz brak jakiejś konkretnej historii.
-
Nie wiem, czy to kwestia wspomnianego festiwalowego zmęczenia, czy też zbyt prostolinijnego scenariusza, ale niestety zupełnie nie chwyciło mnie to na poziomie emocjonalnym.
-
Jeżeli jesteście fanami filmów animowanych zapamiętajcie ten tytuł, bo to będzie jeden z najlepszych filmów jakie zobaczycie w tym roku.
-
Zapamiętajcie sobie nazwiska tych panów, bo Hollywood niebawem zacznie do nich wydzwaniać.
-
Jest mniej moralizatorskie od poprzedniego filmu Loacha, mniej też próbuje szokować tragedią niefortunnych ofiar systemu, a bardziej przybliżyć trudne realia pracy osób z którymi regularnie spotykamy się jako klienci. I jest to już wystarczająco szokujące samo w sobie, nie potrzebuje dodatkowego "efektu rażącego". Niestety Loach nie byłby sobą, gdyby problemów nie podkręcił do ekstremum.
-
Jest mniej moralizatorskie od poprzedniego filmu Loacha, mniej też próbuje szokować tragedią niefortunnych ofiar systemu, a bardziej przybliżyć trudne realia pracy osób z którymi regularnie spotykamy się jako klienci. I jest to już wystarczająco szokujące samo w sobie, nie potrzebuje dodatkowego "efektu rażącego". Niestety Loach nie byłby sobą, gdyby problemów nie podkręcił do ekstremum.
-
Wychwalałem wcześniej łamanie schematów fabularnych, ale nie zrozumcie mnie źle, to wciąż jest dość standardowa komedia romantyczna, idąca jak po sznurku, często przewidywalna, oferująca dość naiwny w wymowie finał, ale naturalność i luz z jakim ekranowy duet przeprowadza nas przez tę historię, ilość udanych żartów, fajnych dialogów, pociesznych postaci drugoplanowych i pozytywny klimat unoszący się nad tym wszystkim, sprawiają, że ogląda się to z dużą przyjemnością.
-
Jeżeli miałbym wybierać pomiędzy kolejnym filmem o typie z czymś ostrym w łapie służącym do mordowania przygłupich ludzi, a przesycony intelektualnymi bodźcami horror, który siedzi w głowie nawet dwa tygodnie po seansie, no to bez wahania wskażę palcem na to drugie.
-
Dość dziwny film, nie zawsze działa to na jego korzyść, ale dzięki temu nie jest nudny, przewidywalny i oczywisty. Niestety nie oferuje jakiejś specjalnie błyskotliwej i oryginalnej zabawy z gatunkiem, ale jest na tyle pomysłowy żeby oglądało się go z zaciekawieniem.
-
To jest udany film, jeszcze dekadę temu przyjąłbym go z otwartymi ramionami, ale przez ten czas powstało przynajmniej kilkanaście innych mu podobnych i jako widz poszukuję już czegoś więcej, jak tylko kolejnego solidnego produkcyjniaka, który będzie przyjemny w odbiorze, ale pozostawi mnie w stanie uśpienia na poziomie emocjonalnym.
-
Jest to film zły. Ale to zły w sposób dobitny. Z każdego kadru wylewa się tandeta, pokraczne dialogi wywołują kolejne parsknięcia, fabuła zupełnie nie ma sensu, zachowania postaci wywołują ciągły śmiech, podobnie jak interakcje pomiędzy nimi. Strona techniczna to jakiś kiepski żart.
-
Przy drugim podejściu połknąłem haczyk, wkręciłem się w historię, zaciekawiłem różnymi niuansami fabuł i podniosłem ocenę. Nie jest to jednak film do obejrzenia którego zachęciłbym z pełnym przekonaniem wszystkich czytelników. Jeżeli powolne kino zbyt mocno testuje waszą cierpliwość to "Płomienie" będą męczarnią.