Podobno zakochał się w kinie, kiedy podczas wakacji w Cannes pierwszy raz obejrzał „Edwarda Nożycorękiego". Współtworzył młodzieżowe portale informacyjne, a na papierze pisał m.in. dla CD-Action i Dziennika Zachodniego. Od 2023 jest członkiem redakcji Kącika Popkultury, gdzie szuka alternatywnych dróg w mainstreamie. Pasjonuje go postmodernizm i scenopisarstwo. Poza światem kina zajmuje się również literaturą i muzyką.
-
Połączenie akcji z humorem zawsze dobrze się sprzedaje, a Hit Man to definicja filmu, który jest "fajny". Bywa naciągany i przeciągany, ale rzuca absurdalne żarty, są w nim szczeniaczki, jest piękna, lecz niebezpieczna kobieta i przede wszystkim nieudacznik, który zmienia się w bohatera.
-
Garland zwraca uwagę na problemy, które każdy inteligentny człowiek już dawno powinien był zauważyć - przede wszystkim dwuznaczną moralność mediów i makabrę wojny. Kilka orygianlnych rozwiązań artystycznych, zwłaszcza sztuka montażu, sprawia, że Civil War zasługuje na dodatkowy plus. Jeśli jednak spojrzymy w scenariusz, jest to wojenne kino drogi, napisane według oczywistego schematu.
-
Dziewczyna Millera to przykład filmu, który nie powinien powstać. Jest słaby na papierze, a realizacyjnie... jeszcze słabszy. Pozostaje nam mieć nadzieję, że jedna z najgorszych ról w okazałej karierze Martina Freemana będzie też najgorszą rolą w dopiero rozwijającej się karierze Jenny Ortegi.
-
Astronauta to film jak pojawiające się w nim masło orzechowe. Trochę nieoczekiwany, ale mile widziany. Smaczny, ale przy dłuższym kontakcie przyprawia o lekkie mdłości. Niby zdrowy, bo w końcu z orzechów, ale lepiej nie czytajcie składu. Diabeł tkwi w szczegółach, bowiem zauważymy tam pretensjonalną próbę zrobienia kina na miarę Odysei Kosmicznej: 2001 z dramaturgią Interstellara.
-
Dzieło Villaneuve'a to epicka perła, która na zawsze zapisze się w historię sztuki filmowej jako jedno z jej największych osiągnięć. To film kina drogi, topos nieszczęśliwej miłości, antyczna walka człowieka z fatum, rycerski poemat o bohaterstwie i honorze, polityczna rozgrywka pełna zdrad i wyrzeczeń, westernowa zemsta w kanwie kosmicznej opery... To kino, które spełnia swoją rolę z nawiązką i nie wyobrażam sobie argumentów, wedle których jego ocena byłaby negatywna.
-
Odwrócone moralizatorstwo filmu ma być lekcją dla całego świata, chociaż sam wpisuje się w panujące dyskursy i czerpie z nich korzyści. Pomysł na Amerykańską fikcję jest rewolucyjny, ale Jefferson sam potyka się o poprzeczkę, którą postawił sobie zbyt wysoko. Ten film to Kot Schrödingera, inteligentnie wyśmiewa schematyczne produkcje i naiwnie ignoruje własną przewidywalność.
-
Mój główny zarzut wobec tego filmu to jego niekonsekwencja. Borgli ewidentnie zaplanował sobie hybrydę gatunkową i zrobił wszystko, żeby nasycić swój film skrajnościami. To dobry przykład tego, że czasem mniej oznacza więcej. Na największe uznanie zasługuje Nicolas Cage, który dał popis swojej aktorskiej wszechstronności i wcielił się w niecodzienną-codzienną postać.
-
Netflix zapożyczył od Pixara nie tylko styl animacji. Leo jest słodko-gorzką opowieścią o dorastaniu, która ma być kierowana zarówno do dzieci, jak i dorosłych. Obie te grupy wiekowe może uwierać sandlerowski humor, ale w porównaniu z nim, morały jaszczurki wypadają nad wyraz inteligentnie.
-
Monotonia i defetyzm protagonistek szybko udziela się widzowi, przez co Witaj w piekle nie należy do przystępnych filmów. Jednak z całą pewnością był w tym o wiele większy potencjał. Gdyby Lim Oh-jeong pokładała większą wiarę w swój film o młodzieńczej depresji i nie przerobiła końcówki na thriller, w mojej ocenie jej obraz jedynie zyskałby na wartości.
-
Cała fabuła, chociaż zrealizowana z wielką klasą, została pociągnięta wzdłuż nielogicznego zwrotu akcji. Gdyby nie gwałtowny przeskok z historii ucieczki w historię o zemście, byłbym skłonny bardziej docenić wszystko, co później pokazał mi Fincher. Ostatecznie, jego film nie mogę nazwać niewypałem, ale nie był też strzałem w dziesiątkę.
-
Elektryzujący w otwarciu Czas krwawego księżyca, z czasem przemienia się w koncert jednej piosenki. Społeczność Oklahomy tańczy tak, jak zagra im De Niro, a Scorsese sfałszował kilka nut, wchodząc w zbyt hollywoodzki scenariusz jak na produkcję takiej wagi. Ekranizacja książki Davida Granna nie jest złym filmem, ale o dziwo, dało się go zrobić lepiej praktycznie pod każdym względem.
-
Sience-fiction jest dla kina gatunkiem bardzo wdzięcznym. Pozwala kreować imponujące światy i porywać w nie widza. Gareth Ewdards w roli twórcy sprawdza się niestety przeciętnie. Jego Twórca to film efektowny, lecz mało angażujący. Wojna Stanów Zjednoczonych ze sztuczną inteligencją to udany akcyjniak, ale nie dostarcza więcej rozrywki i treści od przeciętnej gry komputerowej.
-
Znachor to melodramat, który posiada zarówno autentyczne emocje, jak i solidny kontekst społeczny. To historia dobrych ludzi, którzy starają się przeciwstawiać okrutnemu światu. Twórcy Znachora co prawda dokonują zmian, ale nie są to rozwiązania twórcze, które w jakiś sposób uwspółcześniłyby obraz. Produkcja Netflixa to nowe podejście do książki Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, ale nie jest to podejście nowoczesne.
-
Klimatyczna estetyka noir jest największym atutem Limbo. Z drugiej strony, Ivan Sen jest aż za bardzo zapatrzony w amerykańskie pierwowzory i nie ma widzom do zaoferowania niczego nowego. Produkcję wyróżnia Australia. Jednak czy jest to zasługa filmu, a może jedynie efekt naszej mało horyzontalnej kultury? Limbo to niezbyt odkrywczy, jednak przez większość czasu udany film, o którym nie można pisać zbyt dużo, żeby całkowicie nie zepsuć jego odbioru.
-
Pomimo sporadycznej schematyczności, Mów do mnie jest horrorem, który gwarantuje niepowtarzalny szereg przeżyć. Australijska produkcja sprawiła, że poczułem się, jakbym po raz pierwszy miał do czynienia z siłami nadprzyrodzonymi. Jest to doskonale napisany film, który całkowicie wykorzystał swój potencjał. Wciąga niczym umarli do czyśćca.
-
Moja recenzja brzmi krytycznie, ale jest to taki przypadek filmu, który lepiej wypada, kiedy się go ogląda, ale niekoniecznie o nim myśli.
-
Asteroid City jest miejscem, w którym dramat nabiera zupełnie nowego znaczenia.