-
Wielu widzów na pewno uzna obraz Heller za nieprzystający do współczesnych wzorców filmowych, zbyt naiwny i pretensjonalny. Ja jednak uważam, że w kinie wciąż jest miejsce na takie bajkowe historie, które zapewniają cudowne poczucie odrealnienia, ucieczkę do jakiegoś innego świata jak robią to klasyki wszech czasów w rodzaju Casablanki czy Garsoniery.
-
Główną wadą Piłsudskiego jest to, jak bezpiecznym i niewiele wnoszącym obrazem jest ten film. Jedynym punktem zaczepienia dla uwagi jest tu tylko występ Borysa Szyca, reszta jest gdzieś pomiędzy patetyczną hagiografią a do bólu poprawną ekranizacją lektury szkolnej.
-
Kino pretekstowo tylko maskujące swoje propagandowe zapędy.
-
Ten film może działać jako klimatyczne, pokazujące ikoniczne elementy amerykańskiej kultury z lat 90. coming of age, ale także jako nostalgiczna podróż do czasów, które tak lubimy wspominać. Obraz piękny, jakże przy tym naiwny, ale moim zdaniem idealnie oddający istotę dzieciństwa tak, jak je zapamiętałem.
-
Tak, troszkę przynudza, ale robi to w tak uroczy sposób, ze nie potrafię mieć mu tego za złe. Seans wspominam jako niezwykle immersyjną podróż do innego świata, która znacznie bardziej zainteresowała mnie tym palestyńskim twórcą niż zrobiłby to hiperpoważny, ciężki gatunkowo film.
-
Ci, którzy spodziewali się transowej dynamiki filmu podobnej do Spring Breakers mogą się poczuć zawiedzeni, Beach Bum jest zdecydowanie wolniejszy, choć nie brak tu kilku pięknie nakręconych, olśniewających estetycznie i hipnotyzujących scen.
-
Całość broni się jako przyjemne, adresowane głównie do milenialsów coming of age, z którego bohaterami się zżyjemy przy okazji dowiadując się kilku ciekawych rzeczy o Bośni.
-
Ostatecznie seans jest jednak niezwykle przyjemnym doświadczeniem, pozwala zaznać atmosfery nastoletniej przygody, ekscytacji i klimatu szkolnej wycieczki oraz wczuć się w konflikt targający Peterem Parkerem dotyczący trudności ułożenia sobie normalnych relacji z ludźmi na których mu zależy w obliczu brzemienia bycia superbohaterem.
-
Przemytnik to film, który będzie stanowił miły seans dla widzów niemal w każdym wieku, co zaobserwowałem na seansie - obecnym był na nim cały przekrój wiekowi od nasto- do "dziesięcio"- latków. Oglądanie tego dostarcza po prostu niezłej rozrywki i angażuje uwagę przez cały czas projekcji.
-
Ze względu na swoją dziwność i odjechanie ma szansę stać się dziełem oglądanym także w Polsce i polecanym sobie przy wszelkiego rodzaju dyskusjach, gdy ktoś prosi o te słynne "filmy ryjące banie". Choć widać jeszcze kilka błędów i zadyszek, debiut Rileya z pewnością można uznać za udany i skoro Boots jest człowiekiem obdarzonym taką fantazją, pozostaje czekać na jego kolejne produkcje.
-
Nie sposób nie odnieść wrażenia, że Maria, królowa Szkotów miała być w zamyśle twórców klasycznym oscar-baitem, którego cel stanowiło zdobycie fury nominacji z uwagi na tendencję doceniania filmów o feministycznej tematyce. Niestety w tej zapalczywej chęci udowodnienia, jak silnymi kobietami były bohaterki dzieło popada w autoparodię i straszną pretensję.
-
Mimo komediowej formy, średnio się nadaje jako kandydat na niezobowiązujący weekendowy wypad do kina. Jest to film bardzo mocno zakorzeniony w realiach kulturowych USA i wymagający od widza podstawowej wiedzy na temat tamtejszej polityki, by móc w pełni zrozumieć co się dzieje na ekranie.
-
Jeśli przymknie się oko na momenty przesadnej ckliwości, może być naprawdę niezłym wyborem, gdy mamy ochotę na klasyczną biografię człowieka zmagającego się z przeciwnościami losu. Tylko i aż poprawne wykonanie historii, reżyserowi udało się zarówno ominąć większość pułapek, jakie zastawiają takie "historie większe niż życie", jak i nie wyróżnić się niczym szczególnym na plus.
-
Fani twórczości duetu odnajdą się dobrze w ich humorze sytuacyjnym, zamiłowaniu do plot twistów i ironicznym przetworzeniu amerykańskiej rzeczywistości, w tym przypadku historycznej. Dla mnie to mimo wszystko pewien niedosyt i będę czekał jednak na ich dwudziesty, miejmy nadzieję nieposzatkowany na segmenty, jednorodny film.
-
Widoczne znudzenie i wiercenie się jakie zaobserwowałem u obecnych na sali nieletnich nie wróży dobrego przyjęcia w głównym targecie tego obrazu. Dla dorosłych to też średnia opcja, ciężko się doszukać jakichś ukrytych punktów zaczepienia, dzięki którym Dziadek do orzechów i cztery królestwa miałyby podbić serca starszej widowni. Efektowny, ale pusty przelot.
-
Odrazę i horrorowy potencjał ksenomorfa Carpenter postanowił podnieść do kolejnego poziomu. Jak się bowiem bronić przed obcą formą życia, która nie ma stałego wyglądu, przenosi się niczym wirus, tworząc odrażające mutacje wraz ze swoimi nosicielami?
-
Dla nagradzania takich filmów organizuje się ceremonie oscarowe, można się więc spodziewać dwucyfrowej liczby nominacji. Wierzę, że nawet wielu sceptycznych wobec takich historii "american hero" widzów da się ponieść wspaniałemu rozmachowi realizacji tego dzieła.
-
Jeśli kupicie tę konwencję, będziecie się dobrze bawić przez cały seans. Dla reżysera jednak tradycyjnie te żarty są przyczynkiem do poważniejszej refleksji i aktu oskarżenia, wobec warunków, w jakich przyszło się mu wychowywać i samej istoty protekcjonalnego podejścia dorosłych do dzieci.
-
Spodziewający się wymuskanego, wycyzelowanego zgodnie ze współczesną sztuką kina rozrywkowego blockbustera raczej się z The Predatorem nie polubią. Chcący obejrzeć unowocześnioną i bardziej spektakularną wersję klasyka z dzieciństwa wyjdą z kina zachwyceni.
-
Nie od razu Rzym zbudowano, choć 303 ma więcej cieni niż blasków, to może okaże się małym krokiem naprzód w obszarze podnoszenia poziomu polskich produkcji patriotycznych.
-
Grecki reżyser raczej nie zrewolucjonizował za pomocą Człowieka delfina sztuki dokumentalnej, a wręcz przeciwnie. Obficie wykorzystał istniejące szablony, na pewno jest to jednak warty uwagi, estetyczny obraz o ciekawej osobistości morskiego świata.
-
Spodoba się głównie fanom serii, którzy miłość do oglądania dinozaurów wynieśli z dzieciństwa. Osoby wyznające filozofię głoszącą, że na tego typu produkcjach należy wyłączyć zmysł filmowego snoba i po prostu dać ponieść się akcji też mogą wyjść kina z zadowolone.
-
To bogactwo treści dzieła, które można odbierać zarówno jako głupiutką komedyjkę, niezwykle inteligentną satyrę na społeczeństwo oraz uderzający w poważniejsze tony dramat sprawia, że Borat: Podpatrzone... z całym przekonaniem może już być nazywany klasyką kina.
-
Z pewnością jest to żelazna klasyka kina wojennego i film, który pozwoli się zagłębić w rozmach i piękno klasycznych produkcji z lat 50.
-
Pięćdziesiąt lat i trzy dni temu premierę miała "2001: Odyseja kosmiczna", jeden z najbardziej znanych filmów Stanley Kubricka. Tym obrazem nowojorczyk osiągnął dwa cele: zrewolucjonizował i zredefiniował współczesne kino science fiction.
-
Franco oddał słodko-gorzki hołd marzeniom, przyjaźni, sztuce i tandecie. Dla każdego, kto widział "The Room" będzie to niezwykłe doświadczenie.
-
Raczej nie ma szans na zdobycie Oscara za najlepszy film, bo to film zbyt bezkompromisowy artystycznie. Chwała jednak amerykańskiej Akademii, że nominowała to dzieło aż w sześciu kategoriach. Obecność czegoś tak nowatorskiego i wysmakowanego wśród takich typowych oscar-baitów jak "Czas mroku" czy "Czwarta władza" jest zawsze miłą niespodzianką.
-
"Tamte dni, tamte noce" na pewno są filmem przy którym doświadczymy klasycznie pojmowanej magii kina i dziełem, które zasłużyło na wszelkie otrzymane przezeń nagrody i nominacje.
-
Troszkę zajmuję filmowi rozkręcenie się, jest kilka momentów, gdzie można ziewnąć, ale gdy już wchodzi na obroty to trzyma w napięciu.
-
Naprawdę warto obejrzeć, jeden z najciekawszych filmów roku. I konsekwentnie zastosowany styl dość nieoczywistego postmodernizmu.