Robert Skowroński
Krytyk-
To science fiction jest idealną ilustracją różnic społecznych.
-
Triumf artystycznego horroru. Luca Guadagnino stworzył arcydzieło.
-
Produkt zobligowany na zysk, stąd brak tu widocznego autorskiego podejścia, które można było zauważyć w wyżej wymienionych tytułach. Oczywiście wyłożone na obraz grube miliony dolarów nie poszły na marne, więc jest to dopracowany produkt, ale wciąż produkt.
-
Najnowszy obraz twórcy przez wielu może być traktowany jako powrót do stylistyki znanej z "Labiryntu fauna". I będą mieli oni rację, ale "Kształt wody", pomimo wizualnej perfekcji i takiego samego aktorstwa, plasuje się jednak o kilka klas niżej, to nie ten sam poziom wytworzonej na ekranie magii.
-
Obraz McDonagha jest dobry, momentami nawet genialny. Czuć prawdę w zaciśniętych przez bohaterów pięściach, ale szkoda, że nie stać ich na to, aby je choć trochę poluzować.
-
Na wskroś zachowawczy i brakuje mu siły, aby w jakimkolwiek stopniu stać się głosem w kwestii dyskryminacji płciowej, która również dziś stanowi realny problem.
-
Nie można mówić o nowej jakości w kinie superbohaterskim, ale przecież chyba nikt tego nie wymagał od tego filmu. Ważne jednak, że Snyder i DC znaleźli w końcu panaceum na wcześniejsze niepowodzenia.
-
Przyświecający filmowi cel przygniótł Jakimowskiego i jego talent. To wciąż sprawnie poprowadzone i dobrze zagrane kino, ale nie o poziomie wrzenia, choć podjęta tematyka sugerowałaby taką temperaturę.
-
To, co uderza w "Po tamtej stronie", to aktualność filmu.
-
Spełnione zostały wszystkie wytyczne filmu sensacyjnego napompowanego scenami akcji i pościgów. Szkoda tylko, że "American Assassin" można postawić w jednym rzędzie z jego przeciętnymi odpowiednikami nadawanymi wieczorami w polskiej telewizji.
-
Może nie jest aż tak fantastycznie, jak sugeruje tytuł, ale to zdecydowanie pozycja godna uwagi nie tylko w kinie LGBTQ, ale w kinie w ogóle.
-
Ma dobrą stronę wizualną, inscenizacje, grupę bohaterów, którym nie sposób kibicować do samego końca, a także monstrum, które w swoim nowym wydaniu z powodzeniem można wpisać do kanonu najstraszniejszych filmowych potworów. Jest przy czym śmiać się do rozpuku, jak i przy czym skulić się w fotelu. To jeden z najbardziej wyrazistych akcentów na mapie adaptacji dorobku Stephena Kinga.
-
Patrząc na tak skomponowany przez Justina Chadwicka obraz, można odnieść wrażenie, że przyćmiewa on nawet piękno tulipanów. Nic tylko poddać się tej gorączce.
-
Jest zbyt grzecznie i przewidywalnie, a gdy twórcy silą się na "szaleństwo" to wychodzi to niezgrabnie, a nawet niesmacznie. Emocje co prawda są, nawet podniesione do potęgi, ale przez to niewiarygodne. To może już lepiej wybrać się całą rodziną na wspólny spacer?
-
Dzieło zostało uszyte często z błahych sytuacji, ale samo takie nie jest. To wielkie kino.
-
Nie jest epicko, nie jest patetycznie, ale jest lekko i przyjemnie. Konstrukcja tej wieży nie jest tak solidna, jak niektórzy by tego sobie życzyli, ale nie legła w gruzach.
-
Napompowane milionami dolarów widowisko o niczym.
-
Ten serial nie zanotował jeszcze tak dobrych odcinków, jak te otwierające 3. sezon. Z pewnością w dalszym ciągu trafią się malkontenci, którzy stwierdzą, że produkcja nie jest tak angażująca i wciągająca co samo "The Walking Dead" i... będą mieli oni rację. Jednak dla fanów twórczości Roberta Kirkmana i partnerskiej produkcji "The Walking Dead" i tak szykuje się najlepiej zrealizowana przygoda wśród poruszających się gnijących ciał ciągłe łaknących świeżego mięsa.
-
Nawet jeżeli scenariusz kuleje, Depp gra siebie w jeszcze bardziej przerysowanej wersji, a humor bywa czerstwy, to "Zemsta Salazara" ma urok i tonę spektakularnych scen.
-
Seks, alkohol i narkotyki przysłaniające pustkę, z którą zmaga się główna bohaterka. Niestety ekscesy na ekranie nie tuszują pustki samego filmu.
-
Nowe dzieło Koreańczyka nie jest pozbawione wad, tak jak kuszący dobrobytem świat oraz ten, w którym rządzi kolor czerwony, ma ono jednak trzymające za gardło momenty, kiedy ekran kipi od emocji. Z kolei pojawiająca się łopatologiczność nie przeszkadza w złapaniu się w zarzuconą przez Kim Ki-duka sieć.
-
Estońska tragikomedia jest propozycją dość lekką, ale kryjącą dodatkowe znaczenia zmuszające do refleksji nad ludzką naturą. Nieśpieszne tempo i senna atmosfera dodają zaś "Matce" estetycznych walorów. Rodzaj kina, w którym każdy może znaleźć coś dla siebie.
-
Niepoważny film o poważnych sprawach. Kiedy ostatnio ktoś tak pięknie i z takim wyczuciem mówił o utopii? Zamiast więc rzucać wszystko i wyjeżdżać w Bieszczady, można po prostu pobyć z Benem i jego rodziną. Kapitanie, misja zakończona sukcesem.
-
Debiutujący Perkins ma potencjał, ale jego ambicje go przerosły, co zaowocowało pretensjonalnością jego filmu. Twórca nie potrafi zapanować nad scenariuszem - próbuje na jego podstawie zrobić dzieło równie zniuansowane co "Lśnienie" Kubricka czy "Mulholland Drive" Lyncha, ale gubi się w swoich dobrych chęciach.
-
"Pod mroczną górą" pozostaje jednak wciąż dziełem opowiedzianym z wyczuciem przez fana dla fanów. Dla Szostakiwskyja to dopiero druga fabuła, więc brak mu jeszcze maestrii, ale namacalne jest jego głębokie uczucie do gatunku, a to już wystarczający powód, by oczekiwać jego kolejnych dokonań.
-
Nie łapie za fraki, by solidnie potrząsnąć. Raczej stanowi delikatne uderzenie w ramię, ale i to wystarczy, aby zwrócić wzrok w stronę azjatyckiego państwa, gdzie kara śmierci za nawet względnie niewielkie przewinienia, wciąż jest czymś normalnym.
-
Gatunek stojący mordercami z bronią białą w ręku wydaje się już do cna wyeksploatowany. "Bodom" co prawda nie stanowi rewolucji, ale jest slasherowym powiewem świeżości mogącym służyć jako drogowskaz dla innych twórców poruszających się w tej materii.
-
W "Ataku krwiożerczych donatów" część gagów się udała. Reżyserowi zapisuje się na plus próby zabawy popkulturą i wplatania filmowych cytatów z innych dzieł. Jest tego jednak za mało. Zamiast czuć się wypchanym po uszy dobrą wysokokaloryczną zabawą, można poczuć wyrzuty sumienia, że nie wybrało się dietetycznej sałatki.
-
Dolan zasługuje na oklaski za swoje ostatnie dzieło, ale już nie tak gromkie, jak kiedyś.
-
Z pewnością wybija się pośród innych przedstawicieli swojego gatunku. Anglojęzyczny debiut Larraina proponuje nową perspektywę, która jest już wystarczającym powodem, aby film zapisał się w historii kinematografii. Całość dopełnia zaś jedna z największych ról Natalie Portman.
-
Dörrie doskonale panuje nad narzuconą sobie minimalistyczną formą, a opowiedziana przez nią historią dostarcza zarówno wzruszeń, jak i pocieszenia.
-
Jest to kino niespieszne, ale finalnie dostarczające intensywnych przeżyć. Recz prawdziwie ludzka, przy której po policzku może popłynąć niejedna łza.
-
Ma w sobie wszystko to co potrzebne do podniesienia widza na duchu, by zaraz doprowadzić go do łez wzruszenia. To rozrywka najwyższej klasy, w której nie sposób się nie zakochać.
-
Bawi, wzrusza, dostarcza rozrywki, a całość mimo że rozgrywa się w wyimaginowanym świecie zamieszkałym przez zwierzaki, to stanowi lustro, w którym możemy dostrzec odbicie nas samych i rzeczywistego świata.
-
Pokochaliście "Wysyp żywych trupów"? Do "Ataku tyrolskich zombie" być może nie zapałacie tak samo gorącym uczuciem, ale zaśnieżonym stokom zapełniającym się krwią umarlaków z pewnością warto dać szansę. Sformułowanie "białe szaleństwo" nabiera tu zupełnie nowego znaczenia.
-
Film stanowi pierwszą klasę. Wystarczy zakupić miejscówkę w tym wypełnionym zgnilakami pociągu, zapiąć pasy i dać się wieść rozpędzonemu koreańskiemu expressowi.
-
Oprócz egzystencjalnych rozważań, tkwi w tym także humor. Nienachalny, za to bardzo dyskretny, wtapiający się w mały świat przedstawiony na ekranie.
-
Opowieść jakich wiele, ale wciąga jak mało która. I choć dostajemy portret innej kultury, to odnajdziemy w niej odbicie samych siebie, bo bez względu na to czy ktoś jest czarny i żyje w Stanach Zjednoczonych czy jest biały i mieszka w Europie, to nasze codziennie problemy i przemyślenia są bardzo do siebie podobne.