Fanatyk aktorskich adaptacji mang oraz Danganronpy, który pisze głupoty o filmach na fanpage'u, Twitterze, Filmwebie, a także tutaj. Do tego mam bloga, na którym pojawiają się moje recenzje, więc na Mediakrytyku jestem zarówno jako użytkownik jak i krytyk. Poza tym posiadam jeszcze kanał na YouTube.
-
Film do zapomnienia. Niczym się nie wyróżnia, posiada leniwego Pratta w głównej roli, a po otwarciu szybko porzuca to co zbliżone do komiksów na rzecz pretekstowej fabuły, która nie umie nawet dobrze wykorzystać schematu heist movie. Zaś ilość odniesień do filmów Paramountu po prostu dziwi.
-
Już nawet nie będę czepiał się historii, bo może jest oklepana, ale spełnia jakąś minimalną rolę w animacji dla młodszego widza. Prawdziwy problem jest w tym, że nie chcesz brać udziału w takiej przygodzie jeśli nie da się na nią patrzeć. Ubogie modele postaci nie łączą się dobrze z bardziej szczegółowymi, trójwymiarowymi tłami (choć ostatecznie obie te rzeczy przynależą bardziej do epoki PS2).
-
Jak na film teoretycznie trzymający się faktów historycznych, dziwnie odbiega od nich dla sztucznego tworzenie dramaturgii (postać Voldera), a największe osiągnięcie Kopernika jest tylko dodatkiem do historii, której przeszkadza również infantylność wynikająca z kierowania go do młodszego widza. Co z tego, że takiej widowni nic nie powiedzą padające tu nazwiska znanych osób lub pojęcia, które bywają tłumaczone ze średnim skutkiem. Zaś animacja nie robi wrażenia (szczególnie brzydkie elementy 3D)
-
Poziom ,,Mamo, możemy mieć...?" wywala poza wszelką skalę, jeden zjechany trop filmowy pogania drugi, a do tego wszystkiego dochodzi jeszcze tona kuriozalności. Rozumiem, że czasem trzeba zagrać bezpiecznie i inspirować się dziełami innych, ale na tych fundamentach trzeba budować coś oryginalnego. Tymczasem ,,Supersiostry" nie mają w sobie niczego nowego. A na nawiązaniu do ,,Stranger Things" w zakończeniu myślałem, że nie wytrzymam.
-
Inscenizacyjny, muzyczny i filmowy geniusz. Absolutnie zasłużył na swój legendarny status, bo to filmowy koncert, który przenosi człowieka prosto na scenę i przy zaskakująco prostych, nie odwracających uwagi od muzyki środkach, wie na czym zawsze się skupić. Każdy na scenie dostaje swój moment wyróżnienia, a cała ich energia dotyka też widza. Od początku do końca nie byłem w stanie przestać tupać nogą lub ruszać głową w rytm piosenek. Film nie tylko dla fanów tego wspaniałego zespołu.
-
Powtarza wszystko co robi serial, a oprócz tego oferuje nudną i zbędną historię bez żadnej stawki jak przystało na coś co nie może ingerować w serial.
-
Ma w sobie trochę z poprawnego filmu historycznego do puszczenia w szkole, ale prawdziwość historii ciągnie film i mimo wszystko jest on zrealizowany poprawnie.
-
Nawet fajne jak opowiada o pasji do kręcenia, ale aspekt YouTube pozostawia trochę do życzenia, a brak naturalności niektórych dialogów przeszkadza.
-
Tenis jeszcze nigdy nie wyglądał tak dobrze na dużym ekranie. Zaś złożoność trójkąta miłosnego oraz nielinearna narracja sprawiają, że nigdy się nie nudzi.
-
Za długie i nie bawiące równie mocno co poprzedni film. Trochę czekania jest na te lepsze momenty, więc wkrada się nuda, ale większa absurdalność na plus.
-
Obraźliwe sportretowanie życia Winehouse eksploatujące jej problemy, a nie skupiające się na tym co ważniejsze czyli muzyce.
-
Bierze wyjątkowo dużo z pierwszego filmu i nie robi z tym niczego ciekawego. To po prostu zbędny remake świadczący o tym jak Rodriguez wypalił się jako reżyser w ramach tej franczyzy. Do tego dalej nie rozumie jak działają gry.
-
Okropny zarówno jako legacy sequel, jak i świeży start dla serii. Boleśnie nijaki, brzydki oraz żenujący.
-
Wielki i niezwykle sztuczny park rozrywki pozbawiony jakiegokolwiek serducha. Po prostu film nastawiony pod to irytujące 3D. Finał to MCU przed MCU.
-
Nawet bez znajomości oryginału czułem jak zbędny jest ten film. Po szybkim wyjawieniu sekretów nie ma już wiele do zaoferowania.
-
Doceniam za wkład w kino pomimo tego, że bawi mniej niż taka Ostatnia krucjata przykładowo. Jednak parę scen wciąż robi wrażenie pod kątem inscenizacji.
-
Nieco gorsze ze względu na parę technicznych spraw, ale dalej potrafi zaskoczyć swoimi niektórymi pomysłami, a w związku z tym bawi.
-
Film swoich czasów i za to go kocham. Uwielbiam jego sztuczność oraz dziwactwa.
-
Fajny mix przygody, głupiutkiej komedii oraz prostej intrygi. A jako, że jeszcze wygląda ładnie pomimo tylu lat, to było naprawdę przyjemnym seansem w kinie.
-
Całkiem imponujące w budowie świata oraz animacji, a do tego podparte solidnym przesłaniem, ale brakowało mi większej złożoności oraz lepszego tempa.
-
I na co komu tyle ekspozycji oraz postaci skoro wystarczyło dalej iść w skromną przygodę? Film do zapomnienia.
-
Okropna, pozbawiona subtelności narracja wywyższająca poświęcenie na wojnie i również kolejny tragiczny przykład polskiego kina wojennego za wielkie pieniądze.
-
Żenujące pociągnięcie trylogii. Praktycznie porzuca to co zrobiono wcześniej na rzecz słabej historii ciągniętej wyłącznie ładną animacją i niezłą nową postacią
-
Całkiem zgrabne obranie epizodycznej formuły z serialu w ramach konkretnej historii w kinowym formacie. A jako, że humor jak zwykle działał to miałem ubaw.
-
Nieco słabszy od pozostałych dwóch filmów grupy, choć cieszę się, że pomimo struktury pełnej skeczów, posiada faktyczną historię. Nawet jeśli trochę na traci na nierównym humorze, to wciąż potrafi okazjonalnie mocno bawić, a krytyka religii jest trafna. Również zyskuje na świetnym zakończeniu.
-
Oczekiwałem trochę więcej od Wingarda, ale od strony Konga oraz kiczowatości, w pełni dostarcza. Gorzej, że tytułowa para za mało czasu spędza razem, a nie każda walka wygląda tak dobrze jak powinna. Nieco bajzel, ale wciąż sprawiający sporo frajdy.