-
Jest jak ciepły kocyk, którym można się otulić, gdy nam będzie źle. Już teraz wiem, że to taka produkcja, do której będę z przyjemnością wracać wiele, wiele razy.
-
Doceńmy na koniec jeszcze i przepiękne zdjęcia - szczególnie podradomskich Radoliszek, i elementy mazowieckiej muzyki ludowej wplecionej w tę filmową, i kostiumy, i... mogłybyśmy wymieniać długo. Ale wolimy, żebyście skończyli już czytać ten tekst i wykorzystali czas na obejrzenie "Znachora". Warto, bardzo warto.
-
Nie wiem, czy to najlepszy film Nolana, najlepszy film weekendu, roku czy stulecia. Ale bez wątpienia to film dobry i ważny.
-
Solidny film - wzrusza, bawi, edukuje. Jest sprawnie napisany, zgrabnie zagrany i lekko zmontowany, wydaje się wręcz uszyty na miarę. Jednocześnie obśmiewa stereotypy i się nimi świadomie posługuje.
-
To z jednej strony film doskonale rozrywkowy i charakterystycznie dla tej serii absurdalny. To też ciepłe i całkiem zgrabne pożegnanie Harrisona Forda z postacią, którą kreował przez ponad 40 lat. Z drugiej strony, choć zabawy tu nie brakuje, to także opowieść o przemijaniu i wykopywaniu się z życiowych dołków. Nie ma co ukrwyać - podszyta egzystencjalnym smutkiem i nostalgią. Nie wszystkim to wystarczy.
-
James Gunn bardzo emocjonalnie żegna się z Marvelem i ekipą Strażników Galaktyki. Choć ostatnia część jego trylogii to istny wyciskacz łez, to szczęśliwie nie zostawia widza pogrążonego w depresyjnym otępieniu. Reżyser wyważył fabułę tak, żeby znalazło się tu miejsce i na bardzo potrzebny humor i wysoce efektowne sekwencje akcji. Najbardziej doceniam jednak, że to zgrabnie i bez nadęcia poprowadzona opowieść o przyjaźni, dobroci, cierpieniu, wsparciu i okrucieństwie.
-
Nie tylko nie rozczarowało, nie tylko spełniło oczekiwania, ale wręcz je przebiło - i to na wszystkich poziomach.
-
Na pewno nie będzie to produkcja, do której szybko wrócę. Jednakże podczas dwugodzinnego seansu miło spędziłem czas i udało mi się uciec od rzeczywistości, pomimo przedświątecznego stresu związanego z ogromem obowiązków. To zabawny, przyjemny i niegłupi film z 2003 roku, przy którym można się dobrze bawić, a na pewno jeszcze lepiej, gdy ogląda się go w towarzystwie.
-
Ma grzechów bez liku. A podstawowym jest brak Krystyny Czubówny.
-
A mój odbiór filmu jest bardzo dobry, choć przyznam, że zaczął się objawiać dopiero z końcem filmu.
-
Obraz bawi w niewymuszony sposób, dając nadzieję, że da się jeszcze w Polsce opowiadać historie inaczej. Zdumiewające wyczyny Najmrodzkiego, okraszone nutką fantazji twórców i podane w postmodernistycznym wydaniu bez wątpienia ubawią widzów, niezależnie czy w filmie odnajdą oni własne wspomnienia, czy będzie to dla nich zaledwie sprawnie nakręcona komedia.
-
Na takiego "Wiedźmina" czekaliśmy. Netflix podołał zadaniu i wykorzystał potencjał książek Sapkowskiego.
-
Mimo kilku niedociągnięć scenariuszowych, pożegnanie z "Gwiezdnymi wojnami" to coś, czego nie można przegapić. To koniec epoki, koniec baśni... Baśni o konflikcie, o przyjaźni, o dojrzewaniu. "Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie" to nie jest poziom sagi z lat 70. i 80., ale przy tak wysokich oczekiwaniach, całkiem sympatyczne pożegnanie.
-
Film, który nie tylko się ogląda, ale przede wszystkim słucha.
-
To uczta dla mózgu, karmionego smutną papką, którą serwują nam aż nazbyt często kina. Niech i was ogarnie przerażenie, które towarzyszyło widzom dzisiejszego seansu w jednym z warszawskich kin. Warto.
-
Problem w tym, że scenariusz i montaż nie oddają pełnej sprawiedliwości dokonaniom obsady i ekipy. Nie udało się wykorzystać pełni potencjału, jaki stworzyli swoją dobrą pracą.
-
Patryk Vega zapowiadał, że "Polityka" będzie bezkompromisową i kontrowersyjną produkcją. Tymczasem jego wielokrotnie wypróbowana recepta na robienie filmów tym razem nie wypaliła - nic, co miał do pokazania w tym temacie, nie ma już szans wywołać publicznego poruszenia.
-
Mądry i ważny film, który broni się jako osobna historia.
-
Ogólnie, aktorsko nie ma tu na co narzekać, jeśli coś zawiodło to scenariusz, który pewnie można było lepiej napisać. Dlatego też podtrzymuję, że w tym wszystkim czegoś zabrakło i ostatecznie wyszedł taki film, który ze spokojem można pokazać każdej szkolnej wycieczce, bez obawy, że dzieciaki zasną w kinie.
-
Lekki, przyjemny i przyjazny. Choć nie traktowałabym go jako faktycznej kontynuacji historii podjętej w dwóch pierwszych "Koglach". To niestety bardziej luźne nawiązanie. Podsumowałabym to tak - epizodycznie "Miszmasz" jest czarujący.
-
To film wybitny i najlepszy, który Smarzowski zrobił. Jeśli prawdziwi artyści są po to, by nas wyrywać ze strefy komfortu i nami wstrząsać, to Smarzowski to właśnie robi.
-
Doskonały. Wywołuje najprawdziwsze ciarki.
-
Wystarczająco, żeby zbyt się nie rozczarować. Za mało, żeby dać się porwać.
-
Stary, dobry Pasikowski. A Doda była doskonała.
-
Jeden z najbardziej oryginalnych hollywoodzkich reżyserów znalazł niezwykłą formę, żeby zekranizować popularną nowojorską powieść "Wonderstruck".
-
Przewrotna opowieść o dojrzewaniu, wrażliwości i wierze.
-
Obraz, wywołujący wielkie emocje, stawiający trudne pytania i podważający pewniki, które miało się w głowie przed projekcją.
-
Wciągająca historia o pożądaniu, uczciwości i szukaniu prawdy. To fascynująca opowieść o dwóch mężczyznach, którzy nieustannie balansują na linii między przyjaźnią, a wrogością.
-
Jest tak zły, że aż śmieszny. Może to go jakoś uratuje. Tym bardziej, że to film tak bardzo o niczym.
-
Jest nowym majstersztykiem twórców "Bogów".
-
Bawi i wzrusza w przyzwoitym stylu. No i przyjemnie się go ogląda zwłaszcza w śnieżny, zimny wieczór.
-
Chociaż to film lekki i przyjemny, to co najmniej jego ostatnie ujęcie emanuje bezbrzeżną, paraliżującą nostalgią. Smutkiem, od którego trudno się uwolnić.
-
Stanowi swego rodzaju pozytywne zaskoczenie, bo pozbawiona jest tylu dziur logicznych i mimo że nie potrafię wymienić jakichkolwiek jej zalet poza udanym występem świetnie pasującego do roli wkurzającego gnojka Milesa Tellera, to kolejną odsłonę adaptacji książkowej serii Veroniki Roth ogląda się już bez takich bólów.
-
Największą zaletą filmu jest właśnie historia artystki, dostarczająca mnóstwo niezwykłego, interesującego materiału. Twórcy tylko nie za bardzo mają pojęcie, co z nim zrobić.
-
Jeśli macie w domu małą agentkę, która przepada za Barbie, możecie nie mieć możliwości nieprzyjęcia tego zadania.
-
Wypada lekko mdło. Muzyka jest przyzwoita, ale także nie porywa. Cieszą za to dawno niewidziani, wspaniali aktorzy z drugiego planu.
-
Nieoczekiwane wspomnienie "Prawa ulicy" na dobry moment wytrąciło mnie z rytmu oglądania produkcji o prawach giełdy. Jednak warto.
-
Ponieważ główna bohaterka z racji utraty wzroku nie może być narratorem w pełni wiarygodnym, debiutujący reżyser i doświadczony scenarzysta Eskil Vogt ma duże pole do popisu. I korzysta z niego w stu procentach!
-
Parę ładnych kadrów nie wystarcza, aby uzasadnić istnienie marnie nakręconego, nieoryginalnego bełkotu.
-
Chociaż czegoś tu ewidentnie brakuje, to da się "Dziewczynę..." obejrzeć z zainteresowaniem.
-
Pieczołowicie skonstruowana, zawiła intryga kryminalna w końcu zacznie układać się w bardzo sensowną całość zarówno w głowach detektywów jak i widzów, a przezabawne i zaskakująco świeże gagi wywołają sporo salw śmiechu.
-
Zmysłowy, doskonale zmontowany, cieszący każdym pięknym, starannie przygotowanym kadrem i nakręcony w stylu przywodzącym na myśl włoską klasykę.