-
"Supersiostry" to dzieło zmarnowanej szansy. Zawstydzające swoją odtwórczością i podglądaniem czyjejś pracy domowej. Istnieje żart "Mamo, możemy mieć...?", który w przypadku produkcji Macieja Barczewskiego osiąga krytyczny poziom. Ludzie siedzący głęboko w gatunku będą regularnie widzieć w postaciach lub motywach to, co znają skądś indziej.
-
Bo moim największym problemem związanym z filmem "Spy x Family" jest to jak gra on na tym co najbardziej bezpieczne. Wszystkie gagi, przekomarzania oraz podkręcone do maksimum cechy postaci, które stanowią główny trzon serialu, są tu obecne i serwowane jak coś w stylu składanki "the best of". Dla mnie to było męczące. Nie jestem fanem serialu, który już w przeciągu pierwszego sezonu stał się w moich oczach zbyt powtarzalny.
-
426 kwietnia
- 1
- Skomentuj
-
Fascynujące ukazanie tenisa od strony jakiej bym się nie spodziewał. Luca Guadagnino tym razem wplótł miłość w otoczki destrukcyjnej rywalizacji, która jednocześnie pociąga za sobą niezdrową fascynację i satysfakcję. Wszystko kręci się wokół trójkąta miłosnego tak złożonego, że cały seans spędziłem zaangażowany.
-
Dla Alexa Garlanda zmieniła się tematyka oraz konwencja względem poprzednich filmów, ale nic mu nie ubyło z talentu.
-
Niepotrzebne skupienie na romansie, patos i wiążąca się z nim martyrologia, a także pozostawiająca wiele do życzenia strona techniczna. Ostatecznie cudem jest możliwość powiedzenia, że w finale przynajmniej wiedziałem jaki cel bohaterowie mają do osiągnięcia. Oby jak najdłużej nie dochodziło w polskim kinie do podobnych porażek.
-
To ponownie bezwstydny film o potworach, który nawet bardziej odchodzi od zwyczajowej powagi tego uniwersum. W zasadzie reżyser traktuje swój nowy film jako plac zabaw i to od dwóch stron. Na jednej płaszczyźnie sprawdza on na co może sobie pozwolić. Zaś na drugiej traktuje postacie jak action figures, którymi bawił się w dzieciństwie. I jest w tym coś niezwykle uroczego co absolutnie rozumiem.
-
Choć pewne dramatyczne sceny mogą na jakiś czas pozostać w pamięci, to obawiam się, że ostatecznie bardziej zapamiętam samo istnienie tematu Goralenvolk niż to co Koszałka opowiedział o nim w ramach swojego filmu.
-
"Diuna: Część druga" to film wyjątkowy. Taki, który zdarza się raz na wiele lat. Produkcja wręcz kompletna, pozostawiająca inne blockbustery daleko w tyle pod kątem reżyserii, scenariusza i realizacji. Od początku do końca zachwyca wiele razy oferując intensywne wrażenia oraz monumentalne widoki. Przy tym pomimo tych wielkich słów, to film, który wcale nie zatraca się w kreowaniu widowiska.
-
"Dziewczyna influencera" jest tak niemożliwie bezpieczna, że brakuje jej ciężaru oraz wiarygodności potrzebnych do dobrego poruszenia tematu, który obrała.
-
Można poczuć jakby cofnęło się do początku wieku. Możliwie nawet lat 90. To były mroczne czasy dla kina superbohaterskiego. Kojarzą mi się ze zbędnymi, kuriozalnymi oraz nieporadnie zrealizowanymi dziełami. I te określenia jak najbardziej pasują do "Madame Web". Od razu widać, że to nie był film zrodzony z jakiejś artystycznej wizji, tylko kolejna absolutnie niepotrzebna geneza o postaci, którą niewiele osób zna lub pamięta.
-
Niestety "Akademia pana Kleksa" to film, w którym nic nie jest przemyślane. Brak spójnej wizji jest absolutnie zatrważający w tak dużym projekcie. Dotyczy to reżyserii, scenariusza oraz montażu. Wszystkie te elementy wypadają koszmarnie.
-
"Aquaman i zaginione królestwo" to film, który stanowi jeden z największych spadków jakościowych jakie widziałem w kinie. Jest on gorszy od poprzedniej części na każdym możliwym polu. Nie zostało tu nic z uroku oraz odświeżającego wyglądu pierwszego filmu. Tylko okazjonalnie przebija się kreatywność Jamesa Wana.
-
Otóż film Paula Kinga sam w sobie jest całkiem dobry. Jednak jego problem tkwi w tym jaką interpretację tej postaci oferuje. A jest ona niespecjalnie ciekawa i zbędna.
-
W końcu "Godzilla Minus One" to świetne, nowe spojrzenie na oryginał, które obiera świeżą perspektywę na temat wojny i prezentuje złożony oraz dojrzały portret kraju, który musi ponownie podnieść się z gruzu po poprzedniej tragedii.
-
82 grudnia 2023
- 12
- Skomentuj
-
Kristoffer Borgli wraca po niezłej "Chorej na siebie" z filmem, który również mierzy się z tematem sławy, choć od innej strony. Jego dobre pojęcie o współczesnym świecie i internecie znowu skutkuje udaną produkcją, która do tego jest zauważalną poprawą dla niego jako reżysera.
-
7.51 grudnia 2023
- 8
- Skomentuj
-
Nie ma w "Saltburn" niczego do czego warto byłoby wracać w myślach. Jest ono pustą produkcją, która trochę rozbawi, pokaże piękne widoki, a także zadowoli widokiem paru znanych i utalentowanych nazwisk, ale nie pozostawi po sobie nic. W końcu nie ma tu nawet niczego specjalnie odważnego.
-
"Życzenie" jest słabym musicalem. Tragicznie napisaną historią. Produkcją z marną reżyserią. A także momentami desperackim przypomnieniem jakie to cudowne filmy stworzono w studiu. W momencie kiedy twórcy powinni byli skupić się na tworzeniu czegoś dobrego. Co działałoby zarówno osobno jak i w połączeniu ze świętowaniem rocznicy.
-
Jednak niech was nie zniechęcą te słowa o trzecim akcie, bo nawet jeśli to najsłabszy segment filmu, to wciąż liczne zalety przeważają nad wadami. Nowe Igrzyska śmierci są porządnym blockbusterem, któremu udało się uniknąć łatki zbędnej produkcji i skoku na kasę. Jest to w zasadzie najlepszy film w serii, który powinien przyciągnąć nie tylko fanów, ale i przede wszystkim nową widownię.
-
W końcowym rozrachunku dzieło Manna jest nierówne. Szkoda, że tak wygląda jego wymarzony projekt. Niby sporo rzeczy brzmiało dobrze na papierze, ale jednak ich wykonanie pozostawia trochę do życzenia. Może osoby z pasją do tego tematu znajdą więcej dla siebie. Albo skończą bardziej rozczarowane.
-
Ten film popełnia wszystkie możliwe błędy produkcji dotykającej takiej tematyki.
-
To najlepszy film Yorgosa Lanthimosa. Kompletny, urzekający i wspaniale zrealizowany. Przy takim nagromadzeniu absurdu oraz tematów, nie było łatwo sprawić, aby historia miała tak konkretny przekaz dotyczący odkrywania i poprawy siebie, a jednak wszystko jest spójne. Takiej emancypacyjnej podróży do odnalezienia swojej roli w nieprzychylnym środowisku. Ciężko dorównać czemuś tak fascynującemu, unikalnemu i wszechstronnemu.
-
Przy tym "Marvels" nadal nie prezentuje tragicznego poziomu. Choć sporo rzeczy nie działa w pełni z powodu pospiesznej produkcji, to jest to bezbolesny seans, który potrafi od czasu do czasu sprawić trochę frajdy dzięki swojemu gimmickowi związanemu z głównym trio bohaterek. Zaś one choć miewają lepsze i gorsze momenty w swoich relacjach, to nadal ciągną film.
-
Tymczasem jest to film, który nie dość, że ogólnej publiki raczej nie przekona do sprawdzenia gier, to jeszcze dodatkowo ją wynudzi swoją bezpiecznością oraz słabym wykorzystaniem głównego konceptu. Natomiast fani mogą czerpać nieco więcej przyjemności z widocznej miłości do marki, która została tu przelana, ale nie wiem czemu mieliby się oni tak entuzjastycznie cieszyć oglądaniem tego co znają jeśli zostało to na siłę wciśnięte bez przemyślenia.
-
To nie jest łatwa produkcja, ale zdecydowanie warto się z nią zmierzyć. Szczególnie w kinie. Jak nie z powodu ułatwienia sobie śledzenia historii, to dla walorów produkcyjnych, które łatwiej docenić na dużym ekranie. Zresztą, szczęściem jest to, że w ogóle ten film istnieje i wyszedł w takiej formie. Warto to celebrować wybierając się do kina.
-
Całościowo, "Chłopi" są wspaniałą adaptacją. Pozostają wierni oryginałowi oddając równie dobrze wiejskie życie i robią to w identycznym podziale na sezony przy jednoczesnym zmieszczeniu tego do 2-godzinnego metrażu, który sprawdził się tutaj bez zarzutu. Jednak ja najbardziej doceniam feministyczny sznyt, pojawiający się w reinterpretacji Jagny. To pełnoprawna bohaterka, z którą łatwo od początku sympatyzować. A jej tragiczny los był dla mnie wstrząsający.
-
Nie bez powodu oryginalny tytuł wzięty z książki pyta: "Jak żyjesz?". Czy doceniasz to co masz? Czy umiesz pogodzić się ze stratami oraz tym jaką rolę odegrały konkretne osoby w twoim życiu? Opowiada także o eskapizmie wynikającym z tego jak okrutny potrafi być nasz świat. I te motywy bardzo mi się spodobały.
-
To miała być emocjonalna podróż z solidną relacją głównych bohaterów, która dodatkowo stawiałaby pytania o sens życia oraz zasadność konfliktów międzygatunkowych. Tymczasem z tego wszystkiego zostały tylko namiastki. Scenariusz Garetha Edwardsa i Chrisa Weitza jest prościutki. A to sprawia, że "Twórca" pomimo bycia dużo atrakcyjniejszym blockbusterem od reszty w tym roku, dla mnie będzie produkcją do zapomnienia w przyszłości.
-
Jednak Kevin Greutert , który wcześniej stworzył zaskakująco udaną szóstą część, zrobił całkiem dobry krok w tył, osadzając akcję pomiędzy jedynką, a dwójką. Ponownie skupiamy się na Kramerze oraz Amandzie. Zaś to co łatwo mogło się zmienić w niepotrzebne komplikowanie osi czasu i retcon dotychczasowej historii niczym w piątym filmie, okazało się być satysfakcjonującym dopełnieniem dla oryginalnej trylogii.
-
Czy ważny temat usprawiedliwi słabo wykonany film? Moim zdaniem nie. Gorzej, że ten konkretny nie umie nawet rzetelnie podejść do swojej ciężkiej historii.
-
Opowiada o niewinnych ludziach uwikłanych w obrzydliwe układy oraz decyzje władzy. Pokazuje również jak bolesna jest bezsilność. Zaś bezpośredniość z jaką robi te rzeczy bywa zarówno dobra jak i zła.
-
Także pomimo częściowych problemów związanych z prostotą czy także nierównego tempa, byłem zadowolony po seansie. Jeżeli twórcy chcieli dotrzeć do nowego pokolenia, do którego zaliczam się, to udało im się to. Jednocześnie to bezpieczny film, który nie wzbudzi raczej żadnej dyskusji jak to niektórzy oczekiwali tego po ogłoszeniu produkcji.
-
To trudne do sprzedania kino gatunkowe, ale uwierzcie mi, że jest ono warte uwagi.
-
Ciężko nie docenić serca jakie zostało włożone we wszystkie aspekty związane z rodziną oraz latynoską kulturą. Dzięki temu pierwszą połowę spędza się w przyjemnym gronie, a pewne obecne jeszcze wtedy motywy są całkiem niezłe. Również strona wizualna na tym etapie wypada znośnie. Duże problemy zaczynają się po godzinie kiedy już typowe superbohaterskie tropy grają znacznie większą rolę.
-
Nie wiem dokąd zmierzało filmowe "Gran Turismo", ale z pewnością nie była to meta.
-
Bo tak się składa, że Takehiko Inoue wie jak pociągnąć za pewne sznurki, żeby to wszystko emocjonalnie działało. To są czasem oczywiste zagrania lub sztampowe rzeczy, ale spełniają swoją robotę. I nawet pojedyncze, gorsze zabiegi wizualne nie odtrącają zbyt mocno. Poza tym "The First Slam Dunk" ogląda się dobrze nawet bez znajomości serii, bo to po prostu bardzo dobra rozrywka. Lekko potyka się po drodze, ale finalnie bardzo satysfakcjonuje.
-
Zabrakło niuansów, oryginalności oraz lepszego poprowadzenia. "Poprzednie życie" bierze dość wyświechtany koncept i nie robi z nim niczego nowego. To co wychodzi z tego to poprawna historia, która ma swoje lepsze momenty dzięki niezłym dialogom oraz sympatycznym postaciom. Jednakże nie widzę w niej niczego co miałoby prowadzić u mnie do zachwytów jak u innych.
-
Całościowo produkcja Grety Gerwig jest nierówna. Na najprostszym poziomie jakim jest kiczowata komedia w pełni celebrująca Barbie i Kenów, radzi sobie naprawdę dobrze oferując zabawną rozrywkę. Jednak kiedy wchodzi na wyższy poziom ze swoim komentarzem, to dobre intencje Gerwig/Baumbacha oraz złe Mattela, ścierają się ze sobą. Do tego ci pierwsi nie poprawiają sytuacji z powodu łopatologicznego podania. Zaś drudzy nawet nie kryją się z tym, że to wszystko jest jedna wielka reklama.
-
"Oppenheimer" to jego opus magnum. Niezwykle przemyślany i cudownie skonstruowany film, który jest najlepszym sposobem na poznanie historii Roberta J. Oppenheimera pomijając książkę, która stanowiła materiał źródłowy. Głęboki portret psychologiczny pozwala zrozumieć doktora, a także poczuć to co on dzięki immersyjnej stronie wizualnej, która intensywnie trzyma widza w garści przez te 3 godziny.
-
Jest intymnym portretem codzienności protagonisty, Hirayamy, który przyciąga do ekranu przez całe 2 godziny.
-
Tu był potencjał na coś dużo lepszego. Przygody dwóch Allenów, mistrza i ucznia, mają w sobie sporo uroku, a także emocjonalnych momentów. Miller wypada bardzo dobrze pokazując tylko, że świetnie byłoby móc oglądać częściej tę postać. Ale w czymś lepszym. A nie w blockbusterze, który wygląda niemożliwie źle, a swoim końcowym cameofestem woła o pomstę do nieba.
-
I takim właśnie filmem jest "Transformers: Przebudzenie bestii". Pozbawionym jakiejkolwiek oryginalności, męczącym swoją ekspozycją, a do tego jako wstęp do czegoś więcej, podejmującym wiele złych decyzji.
-
Jest to zwyczajnie nudny remake. Niby coś zyskuje na wydłużonym czasie trwania, ale przy tym mocno ciągnie się. Część nowości prezentuje się zjadliwie, a część jest słaba. Zaś kiedy podąża tą bezpieczną drogą, odtwarzając po kolei wszystko co znane z animacji, to kompletnie nie umie oddać jej magii.